7930, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hanna OżogowskaChłopak na opaki1>f .SVarograficzne"endkowska .czny-lit by Hanna Ożogowska,lllusi i 111. ' ' Copyright by Andrzej Pšgowski, Wars/.iw.' ;<S[SBN 83-: I 255l-x..450DftOIiCJlTć^atf ha <r>šł\cćjĆt *77iJaki ja jestem naprawdę?Nazywam się Jacek Czarnecki i jestem zupełnie porzšdny chłopak, chociaż moja mama mówi o mnie straszne dziecko". Nie mogę się z tym pogodzić.Po pierwsze, nie jestem już dzieckiem. Skończyłem dziewięć lat i cztery miesišce i codziennie mi jeden dzień przybywa. A za osiem miesięcy będę miał całe dziesięć lat. Zresztš przeczytałem już dwie ksišżki dla młodzieży. To chyba najlepszy dowód.A po drugie, nie jestem straszny, bo nikt się mnie nie boi. Ani jeden chłopak ze starszej klasy, ani nikt w ogóle jeszcze się mnie nie przestraszył, chociaż czasami tobym nawet chciał.Bardzo często co mi się nie udaje. A dlaczego? Nie wiem. A jak się kogo o to pytam, to mi też nie umie wytłumaczyć. Dopiero niedawno przyszło mi na myl, że może ja jestem pechowy, bo niektórzy ludzie to sš pechowi, więc może i ja?...Kiedy tylko co mi się nie uda, to wszyscy na mnie, że dlaczego ja jestem taki? A może ja wcale taki nie jestem, tylko pech,i już?O tym pechu powiedziała mi Olesia z pierwszej ławki przy drzwiach. Mieszkamy na tej samej ulicy i czasami wracamy po lekcjach razem do domu. Olesia ma pechowš ciocię, której nigdy się nic nie udaje. Cišgle zaczyna w innym miejscu pracować i jak tylko parę tygodni popracuje, mówiš jej, że się nie nadaje do roboty. Olesina ciocia zupełnie nie rozumiała, dlaczego tak się dzieje, aż wreszcie poszła do wróżki i wróżka jej- 7P I liBurd /y raz takš rzecz słysza-nn )dzona trzydziestegoI tik je przestawić, to robitrzynastkę, to go losU uiŤ domu nikł w< wrd wierzy. Tatu mówi, żeie klaun.i .1/ lic kui/\ .imi głupii li 11 ulzi pienišdze wyłudza-A tymczasem ta wrotka wywróżyła Olesinej cioci prawdę. ima (Hesia mówiła.Powiedziałem o tym wszystkim Mietkowi Staszewskiemu z iszego podwórka* Ale on jest strasznie przemšdrzały. Wy-rzywił się tylko.- Eee tam.- Nie żadne: eee tam - mówię - bo i na mnie się to sprawdza.- Jak to - pyta Mietek - czy i ty urodziłe się trzydziestego ierwszego?- Nie trzydziestego pierwszego, ale czternastego, a to prze-eż też blisko trzynastki i pewnie dlatego los mnie przeladu-:, tak j ak Olesinš ciocię, bo we wszystkim mi się nie wiedzie.- Eee tam - skrzywił się znowu Mietek - wcale nie widzę, jby ci się nie wiodło.- Jak to - nie widzisz? I na drugi rok w trzeciej klasie o lało nie zostałem, i w szkole jak tylko co, to zawsze wszystko a mnie, i w domu mama najwięcej na mnie krzyczy, i w ogó-Ale Mietek, jak się okazuje, bardzo rozgarnięty nie jest. upełnie nie rozumie się na poważnych sprawach. Powie-ział, że na drugi rok o mało nie zostałem, bo miałem dwójki,przeszedłem do czwartej klasy tylko dlatego, że włanie dałem szczęcie.- Udało ci się - mówił - a nie jaki tam pech.Na ostatek powiedział mi jeszcze, że jestem głupi jak dziki siół, i poszedł. Nie daruję mu tego za nic w wiecie. Miałem iu pożyczyć na wakacje wędkę, bo mam dwie, ale figę z ma-iem. Zęby chociaż powiedział zwyczajnie: jak osioł", ale jak dziki osioł?" Tego mu nie zapomnę.- 8 -Udało ci się!" Gdyby wiedział, co ja miałem w domu przez całš wiosnę aż do samych wakacji, toby mi nie zazdrocił.I mama, i ojciec, i babcia, i obie młode ciotki, i ta jedna starsza to się po prostu nade mnš znęcali. Nic tylko ucz się" i ucz się"... Za oknami słońce, chłopaki po podwórku ganiajš, grajš w piłkę, a ja...Każdy mšdry człowiek na pewno się zgodzi, że to było prawdziwe przeladowanie losu.Albo na przykład przedwczoraj: bylimy z Tomkiem w parku i ustawilimy parę ławek do góry nogami. Niedaleko od nas spacerowało dwóch starszych panów. Jeden z nich, taki z brodš, powiedział do drugiego starszego pana bez brody: Miłe dzieci, co?" A ten drugi pan przytakiwał głowš. Ale miał bardzo smutnš minę. Pewnie dlatego, że on j uż j est stary. A moj a babcia często mówi: Staroć - to nie radoć".Ucieszyłem się, że tak nas chwalš, i pomylałem nawet, żeby powiedzieć o tym w domu, ale kiedy zabieralimy się do następnej ławki, to ten pierwszy pan podniósł laskę i zaczšł nas gonić. Więc ucieklimy i schowalimy się w krzakach. Tomek powiedział, że ze starszymi osobami to zawsze tak: najpierw chwalš, a potem zaraz gniewajš się nie wiadomo o co.To prawda, bo w domu też nieraz tak bywało. Babcia jest dla mnie dobra, dogadza mi, aż tu naraz zaczyna babcię lewa noga drzeć i nagle wszystko babci przeszkadza, gniewa się o byłe co, a najczęciej na mnie. Noga drze babcię, ze staroci. Nie rozumiem tylko, dlaczego jedna, przecież chyba obie nogi sš jednakowo stare?Kiedy o to zapytałem, babcia strasznie się rozgniewała, że się wymiewam. A mnie nawet do głowy nie przyszło, żeby się z babci wymiewać. Mnie też jest bardzo przykro, jak babcię zaczyna noga drzeć, bo zawsze potem pada deszcz i muszę siedzieć w domu.Opowiedziałem to wszystko Tomkowi, a potem wyszlimy z krzaków. Starszych panów już nie było. Wszystkie ławki stały znowu na swoich miejscach. Namawiałem Tomka, żeby po-odwracać je jeszcze raz do góry nogami, ale Tomek powiedział, że szkoda naszego trudu, bo doroli lubiš, żeby każda rzecz cišgle stała tak samo, i wcale nie mogš zrozumieć, że ży-- 9 -ie byłoby o wiele ciekawsze, gdyby codziennie wszystko po-irzemieniać.To prawda. W szkole pani od rachunków też nie lubi zmian, ednego dnia odrobiłem inne zadania, niż pani kazała. Co się rtedy działo! Już się potem pilnowałem. Wiedziałem, że pani adnej odmiany nie lubLWesoła podróżN* ajpierw mamusia kazała mi samemu zapakować walizkę na kolonie, a potem, kiedy walizka nie hciała się zamknšć, powiedziała, żebym wyrzucił wszystkie iepotrzebne rzeczy.Tłumaczyłem, że nic niepotrzebnego nie włożyłem, ale lama tak na mnie spojrzała, że zaczšłem jeszcze raz od po-zštku.Niech tam - pomylałem. - Mamusia przekona się sama".I rzeczywicie, kiedy znowu wszystko wpakowałem, to nie-otrzebnymi rzeczami okazały się tylko szczoteczka do zębów dwie chusteczki do nosa - bo jedna zostawiona w walizce zu-ełnie mogła mi wystarczyć. Kataru latem nie ma od czego ostać, a tyle chustek to tylko zmartwienie. Bardzo łatwo się iibiš. Najłatwiej ze wszystkiego. A potem mama, która ma ipisane wszystko, co biorę na kolonie - robi mi wymówki.Walizka cišgle nie chciała się zamknšć. Przyszedł Mietek i oradził mi na niej usišć. Nie pomogło. Więc usiadł on, bo :st ode mnie o całe kilo cięższy. Też nie pomogło. Chcielimy sišć razem, ale nie zdšżylimy, bo weszła mama i bardzo się )zgniewała. Walizka jest pamištkowa - jeszcze babci ojciec idził z niš do Ameryki. I zawsze była bardzo mocna, a teraz moich rękach od razu rozleci się w drobny mak. Więc już nie adalimy - a mama wyjęła wszystko i sama zaczęła pakować, aturalnie szczotka do zębów zmieciła się, ale to, co najpo-zebniejsze zostało. Rodzice żadnego zrozumienia nie majš la takich rzeczy, jak: sznurki, drut, blaszane pudełka, różne- 10 -blaszki, gwodzie albo na przykład reszta starej opony. Zupełnie mały kawałek deski też nie uratował się przed mamy okiem. O mało nie płakałem, bo na koloniach to czasami człowiek życie by oddał za kawałek drutu albo kilka mocnych gwodzi ale skšd je wzišć? Na piechotę do domu drałować?Więc powiedziałem mamie, że trudno, jak już mam wakacje takie zatrute, to wolę zostać w domu, bo mama wcale nie ocenia moich dobrych chęci.- Jakich dobrych chęci? - spytała mama.- A tych, że na przykład jestem taki oszczędny i chcę zgubić tylko jednš chustkę do nosa. Mama do walizki włożyła mi aż trzy. A jak zgubię wszystkie trzy, to znowu będę musiał słuchać, że ojciec i mama ciężko na mnie pracujš, a ja mylę, że wszystko z nieba leci. Owszem ja wcale tak nie mylę i dlatego chcę zabrać ze sobš tylko jednš...- I zgubić? - zapytała mama.- Przecież wolałbym jej nie zgubić, ale to jest strasznie trudno. W ogóle uważam, że człowiek jest le obmylony. Taki na przykład kangur to jest obmylony o wiele lepiej: nfia kieszeń w skórze na brzuchu. Czy pi, czy chodzi, czy się kšpie -to kieszeń ma zawsze przy sobie, nie rozbiera się... i chustki do nosa nie zgubi.- Bo jej nie nosi - mówi mama.- No włanie: kangur ma takš wiecznš kieszeń, a nikt od niego nie wymaga, żeby nosił chustkę do nosa. A ja, chociaż mam kieszeń tylko w spodniach, które trzeba zdejmować, a do tego w kieszeni zawsze robiš się dziury...- O więta Małgorzato! - zawołała mama. - Ja też wolałabym, żeby był obmylony inaczej...- A widzi mamusia! - ucieszyłem się, ale na krótko, bo mama dokończyła:- ... i nie plótł tyle głupstw.Obraziłem się, ale nie warto było, bo mama nawet nie zwróciła na to uwagi. Zamknęła zupełnie łatwo walizkę i wyszła do kuchni, żeby mi przygotować co do zjedzenia na drogę. Skorzystałem z tego i zdšżyłem wrzucić do walizki kilka gwodzi, kawałek drutu i kłębek sznurka. Deska, niestety, przepadła: mama zabrała jš do kuchni.- 11 -Na dworzec chciałem pojechać sam, ale mama owiadczy-a, że oka w nocy nie zmruży, jeżeli mnie własnoręcznie do zagonu nie wsadzi, bo ze mnš nigdy nie wiadomo, jaki cud się darzy. Wybieram się na kolonie, a kto wie, czy nie wylšduję a księżycu.Aż mnie to zastanowiło. Rzeczywicie, gdybym pojechał na siężyc, to byłby cud - bo przecież jeszcze z księżycem komu-ikacji nie ma. Ale o cuda teraz bardzo trudno. Dawniej było użo cudów. Mój patron to chyba jaki cud z pierogami zro-ił, bo kilka razy słyszałem, jak nasza dozorczyni mówiła: O więty Jacku z pierogami!" No, z pierogami o wiele łatwiej niż a przykład z księżycem.Wstyd mi było, jechać z mamš, jak małe dziecko... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl
  •