7897, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Harlan Ellison �� � � Z Virgilem Oddumem Na Biegunie Wschodnim� � W dniu, w kt�rym wype�z� z zamarzni�tych Lodowych Krain, schodz�ce po stokach ska�y lodowce mia�y zielon� barw� morza: nie ko�cz�ce si� rzeki jakby szlifowanych szmaragd�w pod�wietlone od spodu. L�d b�yszcza� wspomnieniem przegranej szansy. By� to dzie� - a pami�tam to doskonale - w kt�rym purpurowe niebo Gor�cych Krain pe�ne by�o zarodk�w ouranid�w opadaj�cych ku ziemi; zarodki by�y martwe - zabi�a je emanacja lamp ultrafioletowych ochraniaj�cych pola fistaszkowe. W tym dniu �wietnie to pami�tam - Argo przycupn�a na horyzoncie Gor�cych Krain, niczym odwr�cona misa z rubinowego szk�a.� � Przype�z� do miejsca, gdzie siedzia�a wraz ze starym dromidem o imieniu Amos M�dry; przype�z�, dos�ownie przype�z� po grobli na Wysp� Medytacji. Poprzez mu� i szlam i bursztynowe b�oto najwi�kszej wyspy le��cej na terminatorze Medei.� � Jego ubi�r termiczny by� brudny i roz�azi� si� w szwach; podpe�z�szy do k�pki zbutwia�ych wodorost�w oderwa� velcronowy p�at zwykle zakrywaj�cy usta, jakby przesta�o mu ju� zale�e� na ca�o�ci jego ubrania.� � Kiedy zda�em sobie spraw�, �e zabiera si� do jedzenia owych wodorost�w, podszed�em szybko i nachyli�em si� przed nim, tak �e nie m�g� po nie si�gn��.� � - Nie radzi�bym bra� tego do ust - powiedzia�em. - To mo�e zaszkodzi�.� � Nie odpowiedzia� nic, ale spojrza� na mnie do g�ry, wci�� skulony na r�kach i kolanach. Jego twarz m�wi�a wszystko: by� wyg�odzony i je�li natychmiast nie dam mu czego� innego, zje te wodorosty, nawet je�li mia�oby to go zabi�.� � By�o to zaledwie sto dziewi�tna�cie lat po tym, jak rodzaj ludzki trafi� na Mede� i cho� odbywa�em w�wczas kar� penitencji na Wyspie Medytacji, nie by�em taki pewien, �e zale�y mi na towarzystwie innego cz�owieka. Zanadto m�czy�y mnie pr�by rozm�w z dromidami. A ju� na pewno nie mia�em zamiaru troszczy� si� o jego �ycie... nawet w tak niewielkim zakresie, jak odpowiedzialno�� za jego uratowanie.� � �mieszne, jak w takich chwilach r�ne my�li przelatuj� cz�owiekowi przez g�ow�. Przypomnia�em sobie w�wczas, gdy tak patrzy� na mnie rozpaczliwie, jeden z tych �art�w rysunkowych o cz�owieku pe�zn�cym po pustyni. Za wycie�czonym, brodatym podr�nikiem ci�gnie si� d�ugi sznur �lad�w, a� po sam horyzont. Natomiast na pierwszym planie znajduje si� ko�, na koniu cz�owiek spogl�daj�cy na owego nieszcz�nika wyci�gaj�cego d�o� b�agalnym gestem i ten facet na koniu u�miecha si� i pyta spragnionego w�drowca: "Mo�e kanapeczk� z szynk�?"� � Nie by� to chyba najlepszy �art.� � Wyrwa�em wi�c wodorosty i odrzuci�em, by nie m�g� si� do nich dobra�, dop�ki nie powr�c�, po czym pobieg�em do mojego sza�asu i przynios�em mu kawa�ek sera oraz plastykow� butelk� z wod�, po czym pomog�em mu usi��� do jedzenia.� � Jedzenie zabra�o mu troch� czasu; zanim sko�czy�, r�owe i bia�e zarodki zd��y�y nas ca�kowicie obsi���. Smr�d by� przera�liwy.� � Pomog�em mu wsta�. Ledwie trzyma� si� na nogach. I ca�y czas opiera� si� na mnie, gdy szli�my w kierunku sza�asu. Po�o�y�em go na dmuchanym materacu; natychmiast zamkn�� oczy i usn��. Mo�e zreszt� zemdla�, nie wiem.� � Nazywa� si� Virgil Oddum, ale wtedy tego jeszcze nie wiedzia�em.� � W og�le si� o nim wiele nie dowiedzia�em, wtedy, p�niej, nawet teraz. Ciekawe, �e wszyscy wiedz�, c o zrobi�, ale nie wiedz� dlaczego ani nawet, kim by�. Do niedawna nie znano jego nazwiska, nic o nim.� � Na sw�j spos�b jestem z tego niezadowolony. Mnie dlatego tylko niekt�rzy znaj�, bo ja zna�em jego, Virgila Odduma. Ale nie obchodz� ich, ani to, przez co przeszed�em, tylko on, z powodu tego, co zrobi�. Nazywam si� Pogue, William Ronald Pogue i te� jestem wa�ny. Nazwiska powinno si� zna�.� � Jazon �ciga� Tezeusza po wieczornym niebie prosto nad terminatorem, gdy przybysz si� obudzi�. Odlecia�y ju� chmary martwych zarodk�w i niebo by�o zn�w bursztynowe, a tarcz� Argo omywa�y pasma kolor�w. Pr�bowa�em rozmawia� z Amosem M�drym.� � Zazwyczaj rozmowa z Amosem M�drym by�a w�a�ciwie jej pr�b�.� � Ksenoantropologowie z bazy g��wnej w Perdue Farm w srebrnym p�ksi�ycu nazywaj� rozmow� z dromidami "ekstaz�" w jej dos�ownym znaczeniu, czyli "stanem poza sob�". Jest to jakby rodzaj wzbogaconej empatii, kt�ra przekazuje poj�cia i stany emocjonalne, ale w �adnym razie s�owa czy obrazy. Siadywa�em wpatruj�c si� w jednego z dromid�w, ten za� przysiada� na tylnych �apach i te� patrzy� na mnie, a jednocze�nie obaj starali�my si� pozna�, jakie s� my�li drugiego. Co� w tym rodzaju. Przewa�a�y niejasne uczucia, og�lne zabarwienia emocjonalne... wspomnienia o czasie, gdy dromid by� �owc�, kiedy mia� jeszcze jeden cz�on, kt�ry odrzuci� wydaj�c na �wiat potomstwo; wizja wysokiej na kilometr fali przyp�ywu widzianej ongi� nieopodal Siedmiu S�up�w na Pier�cieniu; gonitwa za samicami i bezustanna kopulacja. Wszystko tu by�o; ka�dy moment �ycia, kt�re jak na dromida trwa�o bardzo d�ugo: ca�e pi�tna�cie medea�skich lat.� � Ale strasznie p�askie. Jak sztuka odgrywana przede mn� z ogromnym artyzmem, lecz bez ducha. Uk�ad my�li by� przypadkowy, bez ci�g�o�ci, bez przep�ywu. Brakowa�o barwy, interpretacji, jakiegokolwiek poj�cia, co to wszystko oznacza dla dromid�w.� � Brakowa�o w tym wdzi�ku i pi�kna; by�y to tylko dane.� � Tak wi�c pr�by "rozmowy" z Amorem r�wna�y si� pr�bom zaprogramowania komputera na tworzenie oryginalnej, znacz�cej poezji. Czasem mia�em wra�enie, �e Amora "przydzielono" do mnie, bym nie popad� w depresj�, by da� mi jakie� zaj�cie.� � Kiedy przybysz pojawi� si� u wej�cia do mego sza�asu pr�bowa�em w�a�nie sk�oni� Amora, by opisa� mi wizualn� natur� postawy religijnej wobec Kastora C, gwiazdy podw�jnej, kt�r� Amor i jego rasa znali jako Dziadek Ze Strony Matki i Dziadek Ze Strony Ojca. Dla ludzi z kolonii by�y to po prostu Fryksos i Helle.� � Pr�bowa�em wyt�umaczy� Amorowi zjawisko kontaktu oraz �adunek emocjonalny zwi�zany ze zmianami barw, kiedy pad� na nas podw�jny cie�, a gdy podnios�em g�ow�, zobaczy�em, �e facet stoi za mn�. Jednocze�nie poczu�em os�abni�cie ekstazy mi�dzy mn� i dromidem. Tak jakby jaka� inna stacja odbiorcza podkrada�a nam energi�.� � Cz�owiek sta� niepewnie, wymachuj�c r�kami i usi�uj�c zachowa� r�wnowag�. Patrzy� na Amosa, a ten gapi� si� na niego. Wyra�nie porozumiewali si� mi�dzy sob�, lecz jakie informacje sobie przekazywali, tego nie wiedzia�em. Potem Amos wsta� i odszed�, tym p�ynnym, ko�ysz�cym si� krokiem, jakiego nabywaj� starzy dromidzi, kiedy odrzuc� swe tylne cz�ony. Ja podnios�em si� z pewn� trudno�ci�; od chwili przybycia na Mede� rozwin�� si� u mnie pewien artretyzm kolan, kt�re sztywnia�y, gdy siedzia�em po turecku.� � Gdy wsta�em, on zacz�� si� przewraca�; nadal by� ogromnie wycie�czony tym czo�ganiem si� a� z Lodowych Krain. Upad� mi w ramiona; przyznaj�, �e piersz� moj� my�l� by�a z�o��, bo wiedzia�em, �e b�d� mia� z nim k�opoty.� � - Powoli, powoli - powiedzia�em.� � Pomog�em mu wej�� do sza�asu i po�o�y�em go'na dmuchanym materacu. - S�uchaj, stary - rzek�em - nie chc� wyj�� na skner�, ale jestem tu sam i mam jeszcze nieco do odsiedzenia. Nowe zapasy dostan� dopiero za cztery miesi�ce, wi�c nie mog� ci� tu trzyma�.� � Nie powiedzia� nic, tylko patrzy� na mnie.� � - Kim jeste�, do diab�a? Sk�d si� tu wzi��e�?� � Patrzy� na mnie. Kiedy� bardzo dok�adnie potrafi�em odczytywa� my�li cz�owieka z wyrazu jego twarzy. No wi�c patrzy� na mnie - z nienawi�ci�.� � Nie zna�em go nawet. Nie m�g� wiedzie�, o co idzie, co ja tu robi� na Wyspie Medytacji; nie mia� �adnego powodu, by mnie nienawidzi�.� � - Sk�d si� tu wzi��e�? Patrzy�. Ani s�owa z ust.� � - S�uchaj, ojciec, wy�o�� ci to jak analfabecie. Nie ma jak si� z kim� skontaktowa�, by ciebie st�d zabrali. A nie mog� ci� tu trzyma�, bo mam za ma�o zapas�w. I nie dam ci tu siedzie� i g�odowa� na moich oczach, bo po pewnym czasie na pewno poleziesz po moje �arcie, a ja si� b�d� broni� i jeden z nas tego nie prze�yje. A ja nie mam zamiaru dopu�ci� do czego� takiego, kapujesz? Wiem, �e robi� jak �winia, ale musisz sobie p�j��. Odpocznij par� dni, zbierz si�y. Jak p�jdziesz prosto przez Kotlin� Wschodni� i dalej przez Gor�ce Krainy, mo�e zobaczy ci� kto� spryskuj�cy pola. W�tpi�, ale mo�e.� � Ani d�wi�ku. Tylko patrzy� na mnie i mnie nienawidzi�.� � - Sk�d tu przyszed�e�? Przecie� nie z Lodowych Krain. Nic tam nie mo�e �y�. Trzydzie�ci stopni poni�ej zera. W�a�nie tam. - Cisza. - Tylko lodowce. W�a�nie tam.� � Cisza. Poczu�em, jak wzbiera we mnie nieopanowany gniew.� � - S�uchaj no, baranie, mam tego dosy�. Kapujesz? Mam tego dosy�. Musisz odej��. G�wno mnie obchodzi, czy jeste� hrabi� Monte Crespo, czy mo�e zaginionym Delfinem Threx; wypieprzasz st�d od razu, jak b�dziesz m�g� i��. - Wci�� patrzy� na mnie, a ja mia�em ochot� waln�� sukinsyna tak mocno, jak tylko mog�em. Musia�em si� opanowa�. W ko�cu za co� takiego trafi�em na Wysp� Medytacji.� � Zamiast tego wi�c ukucn��em i przez d�u�szy czas gapi�em si� na niego. Nawet nie mrugn��; patrzy� tylko na mnie. W ko�cu zapyta�em, bardzo cicho: - Co powiedzia�e� dromidowi?� � Przez drzwi wpad� do wn�trza sza�asu podw�jny cie� i podnios�em wzrok. By� to Amos M�dry. Ogonem podwin�� klap� zakrywaj�c� wej�cie, bo r�ce mia� zaj�te. Trzyma� sze�� �wie�o z�owionych b�yskawic, po jednej na ka�dym z trzech palc�w obu r�k. Sta� w drzwiach, a krwawy blask z nieba tworzy� koron� prze�wietlaj�c� jego pokryt� niebiesk� sier�ci� posta�; i wyci�ga� d�onie z rybami.� � Sze�� miesi�cy siedzia�em ju� na Wyspie Medytacji i codziennie pr�bowa�em upolowa� o�cieniem b�yskawic�. Serek arachidowy i inne paczkowane jedzenie pr�dko si� nudzi; cz�owiek a� si� d�awi na widok sreberka z opakowania. Potrzebowa�em �wie�ego jedzenia. Ka�dego dnia przez sze�� miesi�cy pr�bowa�em z�owi� co� �ywego. Ryby by�y zbyt szybkie; nie darmo nazwano je b�yskawicami. Dromidzi ca�y czas mi si� przygl�dali, ale ani jeden si� nie poruszy�, by mi pokaza�, jak oni to robi�. A teraz... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl
  •