7895, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Phylis Eisenstein �� � � �limak z kosmosu� � L�dowanie na skraju lasu. W pobli�u plemi� lokalnych mi�czak�w. Przebranie wydaje si� odpowiednie. Wi�cej nast�pnym razem.� �� � Przepraszam za lapidarno�� wst�pnej depeszy; ale w tym czasie obok galopowa�o stado pasiastych czworonog�w, co zmusi�o mnie do poszukania schronienia. Ry�em ju� bardzo bliski nawi�zania kontaktu z tubylcem, lecz niestety zosta� on zmia�d�ony na papk� przez podobne do m�ot�w radca, wielko�ci niemal jego da�a. Mia�em jednak mo�no�� obserwowa� go dostatecznie d�ugo: �eby dokona� pewnych poprawek w moich wzorach maskuj�cych i teraz nie mam ju� w�tpliwo�ci, �e mog� uchodzi� za jednego z ich gatunku. Nawi��� kontakt, z nast�pnym ze znajduj�cych si� najbli�ej mnie osobnik�w.� �� � Na�laduj�c tubylc�w, posuwam si� na piatym biegu. Dotarcie w tym tempie do wspomnianego osobnika zajmie mi sporo czasu, wykorzystani go wi�c na dok�adne opisanie otoczenia. Ro�linno�� jest bujna, we wszelkich wyobra�alnych odcieniach zieleni. W wielkiej obfito�ci wyst�puj� tu lataj�ce i pe�zaj�ce istoty o niewielkich rozmiarach i wszystkie one zdaj� si� mnie ignorowa�. Po drodze zebra�em ju� pewn� liczb� okaz�w, wype�niaj�c pojemniki od 1 do 889. W najbli�szej okolicy nie widz� drapie�nik�w, lecz dzia�ko ,laserowe na wszelki wypadek znajduje si� w pe�nej gotowo�ci. Upa�, szczeg�lnie w miejscach nas�onecznionych jest bardzo intensywny, klimatyzator jednak sprawuje si� doskonale i czuj� si� ca�kiem dobrze.� � Tubylec, do kt�rego podszed�em posila si� ro�linami, rosn�cymi na poboczu jednej z utwardzonych dr�g, po�o�onych przez gatunek, kt�ry na tej planecie dominuje: Wykazywany przez niego brak zainteresowania blisko�ci� szybkich pojazd�w wydaje si� potwierdza� nasz� wst�pn� hipotez� na temat zawartego tu paktu o mi�dzygatunkowej nieagresji. Ten osobnik zdaje si� nie zwraca� uwagi r�wnie� na moj� obecno�� i prawd� m�wi�c, zupe�nie mnie ignoruje. Spr�buj� zyska� jego zainteresowanie rysuj�c na ziemi mi�dzy nami kilka geometrycznych figur.� �� � Tubylec wreszcie mnie zauwa�y� i zacz�� ko�ysa� g�ow�, wyra�nie usi�uj�c nawi�za� kontakt. Mam nadziej�, �e poprzez na�ladowanie jego ruch�w wyka�� moj� w�asn� inteligencj�. Ten konkretny osobnik obdarzony jest niema�ym prymitywnym urokiem. Jego muszla, jakkolwiek wytworzona z naturalnej wydzieliny i znacznie ci�sza ni� m�j kombinezon, jest przyjemnie skr�cona i ozdobiona liniami jaskrawych kolor�w. Jego g�owa jest ma�a i delikatna; sk�ra g�adka i b�yszcz�ca, szypu�ki zgrabnie zw�aj� si� ku g�rze, za� �luz ma bardzo atrakcyjny zapach: B�d�c najwyra�niej przekonanym, �e nale�� do jego gatunku, zacz�� zachowywa� si� w spos�b, kt�ry mog� okre�li� tylko jako do�� natarczywe zalety. Jakkolwiek r�wnie dobrze mo�e to by� przyj�ta w�r�d tych istot forma powitania, przyznam si�, �e dzia�a to na mnie nieco rozpraszaj�co i mog� tylko mie� nadzieje, i� nie narusz� �adnego z miejscowych zwyczaj�w, je�eli nie b�d� tych zalot�w odwzajemnia�.� �� � Podczas gdy tubylec i ja zaj�ci byli�my wst�pnymi pr�bami porozumienia si�, na jezdni w pobli�u nas zatrzyma� si� du�y pojazd, wyszed� z niego przedstawiciel dominuj�cego gatunku i przeni�s� nas do jego wn�trza. Tam te� obecnie przebywamy. Dotychczas ten osobnik nie zrobi�, tak w sferze ruchowej, jak i werbalnej, niczego, co mog�oby by� uznane za pr�b� skomunikowania si� z nami, jego podstawowym zainteresowaniem wydaje si� by� jedzenie, gdy� usta poruszaj� mu si� nieustannie, najwyra�niej prze�uwaj�c pokarm. Zak�adam, �e nie sugeruje to ch�ci zjedzenia nas w jakim� p�niejszym terminie, jakkolwiek oczywi�cie nie mog� tej mo�liwo�ci ca�kowicie wykluczy�: M�j towarzysz jednak�e wydaje si� zupe�nie nie przejmowa� nasz� obecn� sytuacj�. Spoczywa spokojnie obok mnie, wiec ja r�wnie�, tak d�ugo, jak to b�dzie wydawa�o si� odpowiednie, mam zamiar zachowywa� si� podobnie.� �� � Osobnik, kt�ry nas schwyta� - gdy� tak to teraz musz� nazwa� - zabra� nas z pojazdu, przeni�s� do du�ego, zadaszonego pomieszczenia i umie�ci� w wykonanej ze stalowej siatki klatce, obj�to�ci� mniej wi�cej osiem lub dziewi�� razy przewy�szaj�cej sumarycznie obj�to�� naszych cia�. Ofiarowa� nam wod� i ro�linne po�ywienie; za� klatka. jest dobrze os�oni�ta przed s�o�cem. Przysz�o�� poka�e jakiemu b�dziemy s�u�y� celowi. Zamek klatki jest konstrukcj� do�� nieskomplikowan� i nie mam w�tpliwo�ci, �e z tego uwi�zienia mog� uciec kiedy tylko zechc�.� � M�j towarzysz posila si� z zapa�em, wi�c i ja, maj�c na uwadze m�j kamufla�; musz� udawa�, �e robi� to samo: Zgniatarka �mieci, po wprowadzeniu kilku drobnych poprawek, sprasuje t� �ywno�� w imitacj� odchod�w mi�czak�w, kt�r� wyt�ocz� z mego kombinezonu tak dyskretnie, jak to mo�liwe. A w trakcie pracy zgniatarki b�d� mia� mo�no�� podtrzyma� swoj� form�, konsumuj�c kilka zag�szczonych syntetyk�w: Wi�cej nast�pnym razem.� �� � Jaki� czas temu osobnik, kt�ry nas uwi�zi�, wyj�� nas z klatki i umie�ci� w osobnych przegr�dkach swego wierzchniego ubrania. W zwi�zku z tym mia�em okazj� przez pewien czas do�wiadcza� wra�e�, zwi�zanych z w�a�ciwym temu gatunkowi, dwuno�nym sposobem przemieszczania si�. Pocz�tkowo ci�g�e podskoki i ko�ysania by�y do�� uci��liwe, ale wzi��em dwie tabletki przeciw chorobie ruchowej i w tej chwili czuj� si� ju� znacznie lepiej. Nie mog� przekaza� �adnych obserwacji wizualnych, gdy� jestem ca�kowicie os�oni�ty, jednak inne moje czujniki wskazuj�, �e zbli�amy si� do obszaru o du�ym zag�szczeniu przedstawicieli dominuj�cego gatunku. Zauwa�alnie podni�s� si� poziom ha�as�w, a wielka rozmaito�� woni z poro�ni�tych ro�linno�ci� przestrzeni ust�pi�a miejsca zapachowi ich cia�, kt�ry, co musz� zameldowa�, w najmniejszej nawet mierze nie jest tak przyjemny jak wo�, unosz�ca si� wok� mego towarzysza - mi�czaka.� �� � Zosta�a nam ofiarowana namiastka wolno�ci. Osobnik, kt�ry nas schwyta�, wyj�� nas ze swej odzie�y wewn�trz s�abo o�wietlonego pomieszczenia i umie�ci� na p�aszczy�nie o wyj�tkowej g�adko�ci. M�j towarzysz natychmiast rozpocz�� badanie najbli�szego otoczenia. Wkr�tce znikn�� za skrajem niedalekiej przepa�ci, jednak natychmiast zosta� przeniesiony z powrotem i postawiony u mego boku. Ja by�em bardziej ostro�ny. P�aszczyzna by�a w�ska, lecz o znacznej d�ugo�ci, zacz��em wi�c badania tego drugiego wymiaru. Nikt mnie nie zatrzyma�. Znaczna liczba przedstawicieli dominuj�cego gatunku sta�a po jednej ze stron tej p�aszczyzny, opieraj�c o ni� dziwacznie zgi�te g�rne wypustki i intensywnie mnie obserwuj�c. Od czasu do czasu kt�ry� z nich wydawa� kr�tki d�wi�k, ale te odg�osy nie wygl�da�y na podejmowane serio pr�by porozumienia si� z nami, a poniewa� m�j towarzysz ca�kowicie je ignorowa�, ja robi�em to samo. Na p�aszczy�nie, przed nimi, wyra�nie zorganizowany w relacji jeden do jednego, sta� nieregularny szereg przezroczystych, cylindrycznych pojemnik�w, z kt�rych wi�kszo�� by�a nieco wy�sza ode mnie. Zawiera�y one r�norodne, kolorowe ciecze, zwie�czone masami ma�ych b�belk�w. Od czasu do czasu kt�ry� ze stoj�cych podnosi� sw�j pojemnik do ust i pi�.� � W�a�nie po raz pi�ty obserwowa�em t� czynno��, gdy wykonuj�cy j� osobnik opu�ci� pojemnik na g�adk� p�aszczyzn� i przyst�pi� do nachylenia go, w rezultacie rozlewaj�c pewn� ilo�� cieczy tu� przede mn�. Dom~laj~c si�, �e w ten spos�b ofiarowuje mi pocz�stunek, szybko przeprowadzi�em analiz� i stwierdzi�em, �e ciecz zawiera z�o�one substancje organiczne, wszystkie wyst�puj� w bardzo niewielkich dawkach, zmieszane z du�� ilo�ci� wody. Nie znalaz�em w�r�d tych substancji jakiej� szczeg�lnie szkodliwej, a mimo �e kilku z nich nie rozpozna�em, jednak ich struktura molekularna dowodzi�a, �e przynajmniej teoretycznie nadaj� si� do spo�ycia. Tak wi�c; po umieszczeniu pr�bki cieczy w pojemniku 942 dokona�em wst�pnej pr�by smakowej. Ciecz by�a nieco gorzka, jednak nie nieprzyjemna. Spr�bowa�em ponownie i wkr�tce wypi�em j� ca��. M�j towarzysz zosta� umieszczony obok mnie i wylano nast�pn� porcj�, kt�r� obaj wypili�my. M�j chronometr informuje mnie, �e od tego momentu up�yn�a znaczna ilo�� czasu, chocia� moje subiektywne odczucia zupe�nie tego nie potwierdzaj�. Ci�gle jeszcze znajduj� si�, podobnie jak m�j towarzysz, na wspomnianej g�adkiej p�aszczy�nie, jednak wi�kszo�� przedstawicieli dominuj�cego gatunku ju� si� oddali�a. Je�eli podejd� do skraju p�aszczyzny mog� widzie� tego, kt�rzy nas tu przyni�s�. Spoczywa on w pozycji horyzontalnej w pewnej odleg�o�ci poni�ej mnie i wydaje si� by� pogr��ony w g��bokim �nie, by� mo�e zwi�zanym z por� roku.� �� � Nasz opiekun zabra� nas z p�aszczyzny i ponownie zacz�� si� porusza�. Jednak tym razem jego ch�d jest tak nier�wny, �e by�em zmuszony wzi�� a� trzy tabletki przeciwko chorobie ruchowej. M�j wska�nik kierunku m�wi mi, �e wracamy do pomieszczenia zawieraj�cego klatk�. Nie jestem g�odny ani spragniony, jednak nie czuj� si� zbyt dobrze i musz� przyzna�, �e z pewn� niecierpliwo�ci� oczekuje na cisz� i spok�j naszej klatki. Wi�cej nast�pnym razem.� �� � Natychmiast po naszym powrocie m�j towarzysz, wykazuj�c t� odporno��, kt�ra tak cz�sto cechuje przedstawicieli kultur pretechnologicznych, zabra� si� do jedzenia. Ja jednak stwierdzi�em, �e zm�czenie mnie przyt�acza i w zwi�zku z tym przydzieli�em sobie standardowy okres snu. Jednak�e nie min�a nawet jego po�owa, a zosta�em obudzony przez mego towarzysza, kt�ry umiejscowi� si� tu� obok mnie i leciutko dotyka� mego p�aszcza i jedynego wystaj�cego spod niego czu�ka sw� niewielk�, delikatn� g�ow�. Musze wyzna�, �e, w tym p�wiadomym stanie, nie znajdowa�em tego poszturchiwania i - w�a�nie tak - podskubywania nieprzyjemnymi. Tak wiec z pocz�tku nie robi�em niczego, co mog�aby sugerowa� cho� ich przerwania, t�umacz�c sobie, �e na pewno stanowi�y oczywisty dow�d zainteresowania i szacunku ze strony mego towarzysza i by�bym co najmniej nieuprzejmy natychmiast si� z nich wycofuj�c. Jednak�e kiedy te gesty przekroczy�y pewien poziom intymno�ci, zrozumia�em, �e nadesz�a pora, �e... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl
  •