7893, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Grzegorz Drukarczyk �� � � Regu�a Przetrwania���Obudzi�a mnie �ona - cudza - zdobyta wczorajszego wieczora. By�a �adna. Czarnula o wspania�ych oczach, cudownych rysach, fenomenalnych kszta�tach. Poprzedni m�� wo�a� na ni� Mira. Cholernie twardy facet.���Kobieta przynios�a �niadanie - olbrzymi, paruj�cy p�misek z soczystym mi�siwem. �akomy k�sek - kobieta oczywi�cie, nie �arcie. B�dzie z niej po�ytek i b�d� z ni� k�opoty. Najlepsza baba w ca�ej p�nocnej dzielnicy. Przyci�gn��em j� do siebie. Przylepna bestia. Potrafi�a skr�ci� noc do minimum. Potrafi�a zmusi� do wysi�ku najdrobniejszy mi�sie�. Potrafi�a popl�ta� poj�cie "g�ry i do�u". Potrafi�a du�o. Trzytygodniowe polowanie przynios�o efekt w pe�ni rekompensuj�cy trudy. Dopiero jeden dzie� go�ci w moim bunkrze, a ju� by�y starcia. Ten durny Barbel mia� nadziej�. Trzeba kaza� Mirze wyprawi� jego g�ow�. Kiepski okaz, ale jest troch� miejsca mi�dzy Szcz�kaczem i �bem Mateusza.���Wsta�em z rozbabranego bar�ogu. Kombinezon le�a� niedbale rzucony w k�cie pomieszczenia. �wieci� t�ustymi plamami. Kobieta si� tym zajmie. Zawo�a�em j�. Przysz�a potulnie i pomog�a dopi�� klamry. Nie omieszka�a przy tym przejecha� mi po plecach lubie�nymi paluszkami. Przewidywa�em mn�stwo k�opot�w. P�nocna dzielnica nie obfitowa�a w okazy p�ci odmiennej. Bandycka dzielnica. Sprawdzi�em poprawno�� dzia�ania systemu spustowego wielostrza�owej giwery, Do obszernej kieszeni na piersiach wsadzi�em kilka pe�nych magazynk�w. Dzisiejszy wypad mo�e by� d�u�szy ni� zwykle. Do jednej z tylnych pochew za�adowa�em samopowtarzaln� dwudziestka dw�jka, a do drugiej gar�� naboi z ryfkowanymi, rozrywaj�cymi g�owicami. Rozpylacz wczoraj szlag trafi�. Szkoda. Mo�na by zapolowa� na Wielkiego Garniera. Albo rozwali� koloni� Szczunok�w���Mira przytuli�a si� podaj�c do poca�unku gor�ce usta. Przy takiej dziewczynie jest po co wraca� do bunkra. Warta ka�dej ceny. Gdyby nie um�wione spotkanie z Dzikim... A tak trzeba i��. Baba rycza�a jakbym szed� na stracenie. Swoj� drog� szybko si� przyzwyczaja. Nad cia�em poprzedniego ura�a nie wylewa�a tylu �ez. �atwo zrozumie� - olbrzymie si�ce m�wi� a� za wiele. Dure�, kaleczy� takie wspania�e cia�o.���Metalowa p�ytka blokady minowej, wszyta w materia kombinezonu na przedramieniu, b�yska�a ostrzegawcz� czerwieni�. Sprawdzi�em przez judasz czysto�� przedpola. Koniecznie musza zrobi� peryskop - kiedy� zaskoczy mnie cholerny �owca, ��dny �atwego �upu. Piekielnie nie lubi� wyziemiania i przyziemiania. Najgorsze manewry w ca�ym dniu. Ostatnio tylko cud uratowa� mi �ycie. Ale zosta�a pami�tka - czerwona pr�ga przez ca�e czo�o. Te parszywe Szczunoki ze swoim parzyde�kiem...���Na oko nikt nie czai� si� wok� bunkra. Szarpn��em stalowe wrota i uskoczy�em za w�gie� na wp� rozwalonej kamienicy. Nikt nie strzela� - dobrze. Za plecami z hukiem zatrzasn�y si� stalowe drzwi - dobrze. W��czy�em blokada minowych zapalnik�w. �adnego ruchu - dobrze.���W p�nocnej dzielnicy trzy razy dobrze to: za dobrze. Sta�em jak kamienna figura. Bez najmniejszego ruchu. Nie ma po�piechu. Na niecierpliwo�� nie sta� mnie - jest droga - kosztuje �ycie. Nareszcie! G�siun drgn��, chyba jaki� m�ody. Dziewi�� minut absolutnej martwoty powinien wytrzyma� nawet �redniak. Spokojnie zdj��em bezpiecznik spustowy. Dobra, stara giwera. G�siun dosta� idealnie w stos pacierzowy. Chwil� trzepota� pot�nymi mackami, konwulsyjne skr�ty pra�y�y ob�y tu��w, makabryczny ogon bi� po betonowych ska�ach. Paskudne, w�ochate monstrum. W dodatku niejadalne.���Pora rusza�. Biegiem pu�ci�em si� w kierunku najbli�szej budowli. Przy drugim zwrocie straci�em r�wnowaga. Ziemia zadr�a�a, a p�niej run�a na mnie gradem ostrego gruzu. Pech. Kl��em siebie w duchu. Cwaniaka tego �owcy. A ja jestem dure�. Dobrze, �e to tylko granat taktyczny. Gdyby ku�kowy - strach pomy�le�.���By�em martwy - zupe�nie - dla niego. Prawa teka bola�a jak wszyscy diabli. �ali� si� mog� kiedy indziej, teraz ostro�nie zmaca�em rewolwer. Mam troch� szcz�cia - bez trudu wyszed� z pochwy. Martwy czeka�em. Jak na nieboszczyka za du�o my�la�em. Czy to wolny �owca czy od Garniera. Nadejdzie ze wschodu, zachodu czy po�udnia? Strzeli w �eb kontrolnie, czy szkoda mu b�dzie naboju? Da�em si� podej�� jak dziecko. Za �atwo posz�o z G�siunem. Teraz odrobina za p�no na samokrytyka, za to czas najwy�szy na rachunek sumienia...���Cholera! Sk�d ten bydlak Monty wzi�� si� na moim terenie?! I gdzie u licha wytrzasn�� paralizator kr�tkiego zasi�gu? My�la�em gor�czkowo. Zrobi jeszcze kilka krok�w i kopnie wi�zk� wibracyjn�. Dok�adnie znam tego �mierdz�cego tch�rza. B�dzie chcia� mnie wypcha�, dlatego u�yje paralizatora.���Poruszanie pokaleczon� d�oni� to sztuka. Celowanie na wyczucie - w dodatku spoza w�asnego ty�ka - jest te� nie lada wyczynem. Trafi� z rewolweru w brzuch pochylonego m�czyzny, na odleg�o�� pi��dziesi�ciu metr�w, to czysty hazard. W sumie niemo�liwo��. A jednak uda�o si�. Nacinana kula wesz�a dok�adnie mi�dzy oczami - rozrywaj�c durny �eb Monty'ego jak zgni�y arbuz. Nie mia�em do siebie �alu - mo�e tylko o to, �e celuj�c w brzuch trafi�em w g�owi. Wszystko. I dosy� ju� le�enia. Nie bez trudu wylaz�em spod zwa��w gruzu. Prawa r�ka by�a w op�akanym stanie. Reszta prawie w normie. Poszuka�em wzrokiem giwery - le�a�a nie opodal. Nawet specjalnie nie ucierpia�a. Przedmioty �yj� d�u�ej. Cicho, cho� dosadnie i siarczy�cie, zakl��em.���Monty bez g�owy wygl�da� �miesznie. Jak brudny �achman. Zniszczony strz�p szmaty. Kad�ub trupa. Niepe�ny umarlak. Cholernie zabawne. Musia�em po�ama� mu palce, �eby z kurczowo zaci�ni�tej d�oni wydosta� paralizator. Niewiele przyni�s� po�ytku w�a�cicielowi. W�a�nie pierwsze �lizuchy przyst�pi�y do uczty. Za kilka minut po Montym zostanie tylko bia�y szkielet. �owca od siedmiu bole�ci. Ciekawe jak tutaj dotar�. Musia� mie� fart.���Dotar�, ale nie wr�ci. Piekielny fart - dla mnie. Zdoby�em pe�ny paralizator, utrzyma�em si� przy �yciu.���Sk�d� dochodzi�o ciche tykanie. Pad�em na ziemi� - w sam� por�. Trzydzie�ci metr�w od epicentrum. Bez szans. Nikt nie zniesie ogromnej detonacji. Ja do wyj�tk�w nie nale��. Chyba zaczn� wierzy� w opatrzno��... Niewypa�. G�wno nie opatrzno��. Ten zwariowany Garniec z bunkra w ko�ciele zamiast modli� si� powinien dok�adniej zak�ada� zapalniki. R�aniec nie zabija. Dure�, ufa bezgranicznie boskim wyrokom. Od nich jeszcze nikt nie pad� trupem. Chocia�... O do diab�a! Sprytny maniak. Faktycznie, �e te� na to wcze�niej nie wpad�em...���...Wpad�em natomiast na trzy Szczunoki. Rozpocz�� si� taniec. Weso�a zabawa. Przepadam za Szczunokami i ich parszywym parzyde�kiem. W pot�nym skoku przelecia�em nad powalon� kolumn�. Pierwszy cios doszed� mnie tu� poni�ej kolana. Zawy�em z b�lu - nie przestaj�c ani na chwil� naciska� spustu giwery. Lew� d�oni� wyj��em bagnet. Krew zapaskudzi�a kombinezon. I tak b�dzie prany. Cholera, �e te� akurat musz� my�le� o czysto�ci. Gruby zmi�k�, zatrz�s� si� jak galareta - nic dziwnego. Spr�bowa�by trzyma� si� sztywno: z czterema kulami w szkaradnym czerepie. Od wschodniej dzielnicy nadlatywa� kolejny wrz�d. Pomyleniec Garniec. Chyba wzi�� moje rady do serca. Zamiast mod��w lepsze zapalniki. R�bn�o jak wszyscy diabli. Odleg�o�� krytyczna - dobrze, �e mia�em kryj�wk�. Nadpali�o tylko w�os�w, brwi i rz�s. Odrosn�. Ze Szczunok�w zosta�o pieczyste. Ale niezbyt apetyczne. Potworny sw�d zmusza� do torsji. Wyrzyga�em ca�e �niadanie. Troch� weselej zrobi�o mi si� na my�l o bezskutecznych wysi�kach szmyrni�tego �wi�toszka. Pewnie w�asnor�cznie zr�bie dzisiaj krzy� przed bunkrem. Noga przesta�a krwawi�, b�l skrzep� razem z ostatni� kropl�. Nie by�o wi�c powodu, �eby stercze� jak ko�ek w jednym miejscu. Tym bardziej �e wci�� tkwi�em dwie�cie metr�w od swojego schronu. Dziki m�g� ju� czeka� - chocia� w�tpi�. Do starej elektrowni nie mia� wcale bli�ej ni� ja.���Pochylony przemyka�em ulic� - wzd�u� �ciany czynszowych kamienic. Przy suchej morwie stop. Dlaczego nie? Mam niepohamowany wstr�t do paj�czarzy. Paskudztwo. Przyda si� zapolowa� na kogo�, bo ju� za bardzo przywyk�em do roli zwierzyny. Wej�cie do podziemi by�o tu� przy olbrzymim, chropowatym pniu. Zwalisko gruzu od strony dawnych magazyn�w odzie�owych, stalowe p�yty na rogu skrzy�owania, dalej g�adki asfalt. Czort wie, jaki teren jest zaminowany. Ja ubezpieczy�bym usypisko ceglanych od�amk�w. Nie ma g�upich. Spr�buj�, ale po g�adkiej nawierzchni. Paralizator lu�no dynda� na �a�cuszku u pasa.���Uwaga. Gotowi. Start! Trzy susy - pad -powsta�. Dwa susy zwrot w lewo - zwrot w prawo. Trzy susy - stop - czo�ganie. Raptowny zryw i pot�ny szczupak. Zryw - skok - kozio�kowanie. Otw�r schronu - nura...���Cicho. Ciemno. Le�a�em bez najmniejszego ruchu. �aden d�wi�k nie przedziera� si� przez absolutn� czer�. Zupe�nie jakbym o�lep� i og�uch�. Musia�em waln�� gdzie� kolanem, bo rzepka pomstowa�a falami szarpi�cego b�lu. Nic tylko wy�. Mo�e p�niej, jak wyjd� st�d �ywy i o w�asnych si�ach. Odczekawszy troch� poczo�ga�em si� ostro�nie �rodkiem podziemnego korytarza. Op�acalne ryzyko. Paj�czarz kombinuje prosto. �atwiej porusza� si� wzd�u� �ciany, wi�c wystarczy kilka gilotyn i po sprawie. Ostre �elastwo, cichy �wist i jestem rozdwojony. Guzik z p�telk�. Kapry�na ze mnie bestia. Mam zamiar dalej by� jednym kawa�kiem. Luf� giwery maca�em po chropawym. betonie. Chwila odpr�enia - Mira - czeka w bunkrze. Naga. Niech to licho! Zgi�, przepadnij maro nieczysta. Musz� mie� umys� skoncentrowany na walce. Inaczej �mier�.���Jasny prostok�t wej�cia do pomieszcze� paj�czarzy. Jestem ju� na miejscu. Zaraz zacznie si� zabawa w strzelanego. Paralizator ustawi�em na maksymalny k�t ra�enia. Pot�ny kopniak wywali drzwi. Nie jestem kinomanem, a ju� zwolennikiem tanich szmir zupe�nie. Ale spr�buj szybko otworzy� drewnian� klap� z paralizatorem w jednej r�ce i giwer� w drugiej. Prawda, �e niemo�liwe? No wi�c da�em zdrowego kopa w spr�chnia�e deski, a� korniki zagrzechota�y w swoich dziurach. Wi�zka wibracyjna sk... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl
  •