7829, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Neil GaimanAmerykańscy Bogowie(American Gods)Przełożyła Paulina BraiterData wydania oryginalnego 2001Data wydania polskiego 2002Dla nieobecnych przyjaciół - Kathy Acker, Rogera Zelaznyegoi wszystkich pomiędzy nimi.CAVEATI OSTRZEŻENIEDLA WĘDROWCÓWTa ksišżka jest powieciš, nie przewodnikiem. A choć przedstawiona w niej geografia Stanów Zjednoczonych nie jest do końca fikcyjna - można odwiedzić wiele opisanych tu miejsc, wędrować cieżkami, nakrelić przebieg dróg - to pozwoliłem sobie na pewnš swobodę. Mniejszš, niż można by sšdzić, ale jednak.Nie prosiłem o pozwolenie wykorzystania w ksišżce prawdziwych miejsc, więc go nie otrzymałem, i przypuszczam, że właciciele Rock City i Domu na Skale czy myliwi, do których należy motel w rodkowych Stanach, zdziwiš się niezmiernie, znajdujšc je tutaj.wiadomie ukryłem położenie innych miejsc, choćby miasta Lakeside i farmy z jesionem, godzinę jazdy na południe od Blacksburga. Jeli chcecie, możecie ich poszukać. Może nawet uda się wam co znaleć.No i rzecz jasna wszyscy ludzie, żywi, martwi i inni obecni w tej historii sš wymyleni bšd występujš w zmylonych okolicznociach. Tylko bogowie sš prawdziwi.Jest jedno pytanie, które nie daje mi spokoju: Co dzieje się z istotami nadprzyrodzonymi, gdy imigranci porzucajš swe ojczyzny i przybywajš tutaj? Irlandzcy Amerykanie pamiętajš wróżki, norwescy - nissery, greccy - vrykolaki, lecz tylko w powišzaniu ze starymi krajami. Gdy kiedy spytałem, czemu w Ameryce nie widujemy podobnych demonów, moi rozmówcy zamiali się niemšdrze i rzekli: Bojš się przepłynšć ocean; to dla nich za daleko, po czym dodali, że Chrystus i apostołowie także nie odwiedzili Ameryki.- Richard Dorson,Spojrzenie teoretyczne na amerykański folklor,Amerykański folklor w oczach historyka,(University of Chicago Press, 1971)Częć PierwszaCienieROZDZIAŁ PIERWSZYGranice naszego kraju, panie? Na północy graniczymy z Zorzš Polarnš, na wschodzie ze wschodzšcym słońcem, na południu zamyka nas Równik, a na zachodzie Dzień Sšdu Ostatecznego.- Księga dowcipów amerykańskich Joe MilleraCień odsiedział w wiezieniu trzy lata. A że był dostatecznie rosły i wyglšdał dostatecznie gronie, jego największym problemem pozostawało zabijanie czasu. Ćwiczył zatem, uczył się sztuczek z monetami i wiele rozmylał o tym, jak bardzo kocha swš żonę.Najlepszš - i w opinii Cienia być może jedynš dobrš - stronš pobytu w więzieniu było poczucie ulgi, wiadomoć, że upadł już tak nisko, że niżej się nie da. Osišgnšł dno. Nie obawiał się, że go złapiš, bo już go złapali. Nie lękał się, co przyniesie jutro, bo zdarzyło się to już wczoraj.Szybko uznał, że fakt, czy popełniło się dane przestępstwo, czy nie, nie miał żadnego znaczenia. Wszyscy ludzie, których poznał w więzieniu, pielęgnowali w sobie żal do władz. Zawsze co było nie tak. Zarzucali człowiekowi co, czego nie zrobił, albo przynajmniej nie zrobił tego dokładnie tak, jak twierdzili. Najważniejsze jednak, że cię załapali.Zauważył to już w cišgu pierwszych kilku dni, gdy wszystko, od więziennego slangu po kiepskie żarcie, było czym nowym. Mimo przejmujšcego, wszechogarniajšcego przerażenia i żalu czuł też, że oddycha z ulgš.Cień starał się nie mówić zbyt wiele. Gdzie w połowie drugiego roku wspomniał o swej teorii Lokajowi Lyesmithowi, koledze z celi. Lokaj, oszust z Minnesoty, umiechnšł się, wykrzywiajšc przecięte szramš usta.- Ano - rzekł. - To prawda. A jeszcze lepiej, kiedy skażš cię na mierć. To wtedy przypominasz sobie dowcipy o gociach, którzy w chwili, gdy założyli im stryczek, zrzucali buty, bo kumple stale im powtarzali, że co jak co, ale umrš w butach.- To żart? - spytał Cień.- Ano tak. Wisielczy humor. Najlepszy, jaki istnieje.- Kiedy ostatnio powiesili człowieka w tym stanie?- Skšd u diabła mam wiedzieć? - Lyesmith starannie golił głowę, nie pozwalajšc odrosnšć jasnorudym włosom. Pod skórš widać było linie czaszki. - Ale powiem ci co. Kiedy przestali wieszać ludzi, cały ten kraj poszedł w diabły. Koniec dowcipów. Koniec układów.Cień wzruszył ramionami. Nie widział niczego romantycznego w karze mierci.Uznał, że jeli nie ma się na głowie wyroku mierci, więzienie w najlepszym razie stanowi jedynie czasowy urlop od życia. Z dwóch powodów: po pierwsze, życie zakrada się nawet do celi. Zawsze co się dzieje. Życie trwa dalej. A po drugie, jeli po prostu czekasz, którego dnia muszš cię wypucić.Na poczštku myl o wolnoci była zbyt nikła, by mógł się na niej skupić. Potem stała się odległym promyczkiem nadziei i nauczył się powtarzać sobie: to też minie, gdy co poszło nie tak, bo w więzieniu zawsze co szło nie tak. Którego dnia magiczne drzwi otworzš się szeroko i przekroczy próg. Zaczšł zatem skrelać dni na kalendarzu z wizerunkami ptaków piewajšcych Ameryki Północnej, jedynym kalendarzu sprzedawanym w więziennym sklepiku. Słońce zachodziło, ale on tego nie widział. Wschodziło gdzie i także tego nie dostrzegał. Ćwiczył sztuczki z monetami, czerpišc wiedzę z ksišżki odkrytej na pustkowiu więziennej biblioteki. Ćwiczył i sporzšdzał w głowie listę rzeczy, które zrobi, gdy tylko wyjdzie z więzienia.Z czasem lista Cienia stawała się coraz krótsza. Po dwóch latach skurczyła się do trzech punktów.Po pierwsze, zamierzał się wykšpać. Wzišć porzšdnš, długš, prawdziwš kšpiel w wannie. W pianie. Może przeczyta też gazetę, może nie. Czasami miał na to ochotę, czasami niekoniecznie.Po drugie, wytrze się, włoży szlafrok, może kapcie. Podobała mu się wizja kapci. Gdyby palił, w tym momencie zapaliłby fajkę. Ale nie. Chwyci w ramiona żonę, a ona krzyknie z udanym przerażeniem i prawdziwš radociš: piesku, co ty wyprawiasz!; zaniesie jš do sypialni i zamknie drzwi. Jeli zgłodniejš, zamówiš pizzę.Po trzecie, potem, gdy wyjdš już z Laurš z sypialni, jakie dwa dni póniej, będzie siedział cicho i przez resztę życia trzymał się z dała od kłopotów.- I wtedy będziesz szczęliwy? - spytał Lokaj Lyesmith. Pracowali razem w więziennym warsztacie, montujšc karmniki dla ptaków. Było to zajęcie tylko odrobinę ciekawsze od przebijania tablic samochodowych.- Nie nazywaj człowieka szczęliwym, póki żyje - odparł Cień.- Herodot - mruknšł Lokaj. - Hej, uczysz się!- Kto to, kurwa, jest Herodot? - spytał Sopel, składajšc cianki karmnika i podajšc je Cieniowi, który mocno dokręcał ruby.- Martwy Grek - odparł Cień.- Moja ostatnia dziewczyna była Greczynkš - rzucił Sopel. - Nie uwierzylibycie, jakie gówniane rzeczy jadała jej rodzina. Ryż zawinięty w licie i takie różne.Sopel sylwetkš i wzrostem przypominał automat do coca-coli. Miał niebieskie oczy i włosy tak jasne, że wydawały się niemal białe. Porzšdnie pobił faceta, który popełnił błšd i zaczšł obmacywać jego dziewczynę w barze, gdzie tańczyła, a Sopel stał na bramce. Przyjaciele tamtego wezwali policję, która zaaresztowała Sopla, sprawdziła jego dane i odkryła, że osiemnacie miesięcy wczeniej urwał się z programu resocjalizacyjnego.- To co miałem zrobić? - spytał ze złociš Sopel, gdy po raz pierwszy opowiadał Cieniowi całš swš smutnš historię. - Mówiłem, że to moja dziewczyna. Miałem pozwolić na taki brak szacunku? Widziałem na niej jego łapska!- Dobrze powiedziane - odparł jedynie Cień i zostawił ten temat. Bardzo wczenie nauczył się, że w więzieniu każdy odsiaduje własny wyrok. Nie należy przejmować się innymi.Nie wychylać się. Dbać o własne sprawy.Kilka miesięcy wczeniej Lyesmith pożyczył Cieniowi sfatygowany egzemplarz Historii Herodota.- To nie jest wcale nudne. Bardzo fajna rzecz - rzekł, gdy Cień zaprotestował, że nie czytuje ksišżek. - Najpierw sam zobacz, a potem też przyznasz, że fajna.Cień wykrzywił się, ale zaczšł czytać. I odkrył, że wbrew jego woli lektura go wcišgnęła.- Grecy - rzucił z niesmakiem Sopel. - A do tego to nieprawda, co o nich mówiš. Próbowałem wsadzić go mojej panience w tyłek i mało nie wydrapała mi oczu.Którego dnia Lyesmitha przeniesiono bez ostrzeżenia. Zostawił Cieniowi swój egzemplarz Herodota; między kartkami ukrył pięciocentówkę. W więzieniu monety były zakazane - można wyostrzyć je o kamień i w walce rozcišć komu twarz. Cień jednak nie chciał broni. Potrzebował czego, by zajšć ręce.Nie był przesšdny. Nie wierzył w nic, czego nie mógł zobaczyć, lecz przez ostatnich kilka tygodni wyczuwał wiszšcš w powietrzu katastrofę. Tak samo czuł się w dniach przed napadem. Żołšdek ciskał mu się z lęku i choć Cień powtarzał sobie, że to jedynie obawa przed powrotem do wiata zewnętrznego, nie miał pewnoci. Ogarnęła go paranoja, jeszcze większa niż zwykle - a w więzieniu jej zwykły poziom jest bardzo wysoki. To pozwala przetrwać. Cień stał się cichszy, spokojniejszy. Odkrył, że starannie ledzi język ciała strażników i innych więniów, szukajšc czego, co mogłoby stanowić znak, zapowied czekajšcych go złych wydarzeń. Był pewien, że nadejdš.Miesišc przed datš zwolnienia Cień usiadł w zimnym gabinecie naprzeciwko niskiego mężczyzny, na którego czole widniało duże ciemnoczerwone znamię. Rozdzielało ich biurko. Mężczyzna miał przed sobš otwarte akta Cienia. W dłoni trzymał długopis o paskudnie przygryzionej końcówce.- Zimno ci, Cień?- Tak - odparł Cień. - Odrobinę.Mężczyzna wzruszył ramionami.... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl