7749, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
BERNARDO GuimarezNIEWOLNICA ISAURAPrzetoźyfe Dorota Walasek-EibanowskaPaństwowy Instytut Wydawniczy 1986rytul orygiaahi.«A ESCRAVA ISAURA.Okhdkę i strony tyfułowe projektowali, MARIA IHNATOWICZMIEJSKA BIBUOTEKA PUBLICZNA4t-»14 Zabrze, ul. ks. J. Badestlnusa 60FILIA nr 7© Copyrighi tar the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1936ISBN 83-06-01438-3ROZDZIAŁ 1Działo się to w pierwszych latach panowania Dom. Pedra Drugiego.W żyznym i dostatnim okręgu Campos dc Goitacases, nad brzegiem Paraiby, nie opodal miasteczka Campos, leżała piękna i okazała hacjenda.Dom mieszkalny — harmonijny w proporcjach, obszerny i wykwintny — stał pośród miłej dla oka równiny, u podnóża wysokich wzgórz okrytych lasem, w części już przetrzebionym maczetą rolnika. Jak okiem sięgnąć, przyroda trwała jeszcze w całej swej pierwotnej i dzikiej krasie. W najbliższym jednak otoczeniu pięknego domostwa ręka człowieka przemieniła dziewicze knieje porastające niegdyś glebę we wspaniałe sady i ogrody, w soczyste pastwiska ocienione tu i ówdzie gigantycznymi drzewami garneleiry i copaiby, dębami i cedrami, które świadczyły o żywotności dawnej puszczy. Warzywnik, sad, pastwiska i pola uprawne, nie ogrodzone, oddzielone od siebie jedynie zieleniejącymi bujnie zaroślami bambusów, akacji i krzewów piteiry, sprawiały wrażenie malowniczego ogrodu.Dom stał zwrócony frontem do wzgórz. Niskie schodki z ciosanego kamienia prowadziły na uroczy ganek, cały spowity w pnące kwiecie. Na tyłach domu znajdowały się rozmaite budynki gospodarcze — baraki dla niewolników, zagrody i spichlerze — za nimi zaś rozpościerały się ogród, warzywnik i ogromny sad, ginący gdzieś w oddali na urwistym brzegu szerokiej rzeki.Był piękny i spokojny październikowy wieczór. Słońce nie zaszło jeszcze i zdawało się płynąć nad horyzontem, zawieszone na spienionychsIIfalach mieniących się złotem obłoków. Lekki, przesycony balsamiczną wonią powiew wiatru przeciągał nad stromymi brzegami, leniwie muskając wierzchołki drzew i budząc ledwie słyszalny szmer w koronach palm kokosowych, które przeglądały się w lśniącej i spokojnej toni rzeki.Pogoda była przepiękna. Odświeżona deszczem roślinność rozkrzewi-la się bujnie; wody rzeki —jeszcze nie wezbrane wielkimi powodziami falowały z majestatyczną powolnością, odbijając w swych przejrzystych głębiach przepyszne barwy widnokręgu i czystą zieleń urwistych brzegów; ptaki, pozwoliwszy wreszcie odpocząć skrzydłom zmęczonym lotem nad okolicznymi sadami i gajami, rozpoczynały już preludium wieczornego śpiewu.Blask zachodzącego słońca płonął na szybach okien: zdawało się, iż dom cały trawi łuna wewnętrznego pożaru. Tymczasem na ogół panowała głęboka cisza i spokój zupełny. Srogie woły i tłuste jałówki przeżuwały powoli, rozciągnięte w trawie, w cieniu wysokich drzew. Słychać było zgiełk ptactwa domowego w podwórzu, beczenie owiec i dalekie porykiwanie krów, które same wracały do zagród. Wokół ni śladu człowieka; hacjenda zdawała się jakby wyludniona. Tylko uchylone okna wielkiego frontowego salonu i otwarte na oścież drzwi świadczyły o tym, że nie wszyscy mieszkańcy tej wspaniałej posiadłości byli nieobecni.W owej niemal doskonałej, harmonijnej ciszy natury słychać było wyraźnie fortepianowe akordy stapiające się w jedno z głosem kobiety, głosem melodyjnym, subtelnym i namiętnym, o brzmieniu czystym i świeżym. Mimo iż nieco przytłumiony, śpiew był dźwięczny i pełny.Melancholijny, jakby zamglony ton pieśni zdawał się stłumionym westchnieniem duszy samotnej i cierpiącej.Tylko ten jeden jedyny dźwięk burzył ciszę spokojnego domostwa. Na zewnątrz wszystko zdawało się słuchać go w mistycznym i głębokim skupieniuStrofki, które śpiewał ów głos, brzmiały tak:Ach, w jakże ciężkiej niewoii od dziecka przyszło mi żyć... Ziarnem posianym w jałowej roli po wieczne czasy mam już być! Nawet łzy gorzkie mej niedoli, głęboko w sercu muszę skryćPróżno wyciągam me ramiona! We mgle już znika postać twa... Miłość na zawsze jest wzbroniona mojemu sercu, nawet w snach. Tylko do cierpień jam stworzona, z marzeń nie został nawet ślad.Pod wolnym niebem pól szerokichwolne powietrze wdycha kwiat, gdzieś nad szczytami gór wysokich w wolnych przestworzach buja ptak .. Mnie przeznaczony ból głęboki, dla mnie zamknięty wolny świat!Ucisz twe serce, niech nie plącze! Nawet twe żale zbrodnią są. Cierpienie twoje nic nie znaczy, niewola wieczna dolą twą. Jej piętna nikt ci nie wybaczy: ta łza też nie jest twoją łzą!Rzewne nuty owej pieśni, wymykając się przez otwarte okno i odbijając echem naokół, budzą chęć poznania syreny, która tak pięknie śpiewa, bowiem syreny tylko i anioły potrafią śpiewać tak cudnie.Po stopniach schodków wiodących na spowity w bujne girlandy kwiecia ganek śmiało wejdźmy do wnętrza domu. Tuż po prawej stronie przedpokoju napotykamy otwarte szeroko drzwi, prowadzące do przestronnego i zbytkownie umeblowanego salonu. Ujrzymy tam, siedzącą samotnie u pianina, piękną i szlachetną postać dziewczyny. Kontur jej profilu rysuje się wyraźnie na tle hebanowego pudła instrumentu i czar-niejszych jeszcze pukli gęstych włosów. Tak czyste i delikatne są te linie, że olśniewają oczy, zniewalają umysł i paraliżują wszelką myśl. Jej płeć jestjak kość słoniowa klawiatury, jak jutrzenka, której blask, zabarwiony lekkim odcieniem bladej róży, nie oślepia wzroku. Wysmukła szyja z niewymownym wdziękiem wspiera się na cudownych ramionach. Rozpuszczone włosy spływają w gęstych, lśniących lokach, opadając kruczymi splotami na oparcie krzesła. Na czole spokojnym i gładkim niczym polerowany marmur światło zachodu kładło delikatne, różowawe refleksy; rzekłbyś, że to tajemniczy posąg z alabastru, w którego przeźro-7czystym łonie tli się niebiański ogień natchnienia. Twarz dziewczyny zwrócona była ku oknu — jej rozmarzone spojrzenie błądziło gdzieś w przestworzach. Uroki wdzięcznej śpiewaczki podnosiła jeszcze prostota, nieledwie ubóstwo, skromnego stroju. Jasnobłękitna suknia ze zwykłego perkalu doskonale i z czarującą naturalnością podkreślała strzelistą sylwetkę i wysmukłą kibić. Obfite fałdy stroju podobne były chmurze, z gębi której wychylała się pieśniarka, jak Wenus rodząca się z morskiej piany lub jak anioł wyłaniający się z powiewnych mgieł. Mały krzyżyk z czarnego bursztynu na ciemnej wstążce, zawieszony na szyi, stanowi jej jedyną ozdobę.Skończywszy śpiewać, dziewczyna trwała chwilę w zadumie, z palcami na klawiaturze, jakby zasłuchana w milknące echa swej piosenki. Tymczasem lekka i przejrzysta portiera u bocznych drzwi uchyliła się delikatnie i do salonu weszła nowa postać. Była to także piękna dama, jeszcze w rozkwicie młodości, zgrabna i wytworna.Przepych i niezwykła staranność stroju, postawa wyniosła i pańska oraz pewna sztuczność ruchów nadawały jej ów pretensjonalny wygląd, jaki cechuje każdą ładną i bogatą pannę wówczas nawet, gdy jest sama. Jednakże, mimo przepychu stroju i manier wielkiej pani, uroda jej zdawała się nieco przyćmiona wobec szlachetnej w swej prostocie, a zarazem tak naturalnej i skromnej postaci śpiewaczki. Lecz Malwina, bo takie było imię owej wielkiej damy, także była śliczna, wręcz czarująca, a w jej ogromnych i łagodnych, niebieskich oczach przez dumę, jaką ją napawała uroda i wysokie urodzenie, przeświecała wrodzona jej dobroć serca.Malwina niepostrzeżenie podeszła do śpiewaczki i stojąc za jej plecami czekała, aż przebrzmi ostatnia strofka.— Isauro... — powiedziała, lekko kładąc swą delikatną dłoń na jej ramieniu.— Ach, to moja pani! — krzyknęła Isaura i odwróciła się ku niej, spłoszona. — Nie wiedziałam, że pani mnie słucha.— No i cóż z tego? Śpiewaj dalej... masz taki ładny głos! Ale wolałabym, żebyś zaśpiewała coś innego. Dlaczego tak sobie upodobałaś tę smutną piosenkę, której nauczyłaś się nie wiadomo skąd?— Lubię ją, bo jest ładna i dlatego, że... Ach, nie powinnam o tym mówić.— Mów, Isauro. Czyż nie powiedziałam ci, że nic nie powinnaś przede mną ukrywać i że niczego nie musisz się obawiać z mojej strony?— Ta piosenka przypomina mi matkę, której nie znałam. Ale skoro moja pani nie lubi tej piosenki, nie zaśpiewam jej więcej.— Nie, nie chcę, byś ją śpiewała, Isauro. Mogliby pomyśleć, że jesteś tu źle traktowana, że jesteś niewolnicą nieszczęśliwą, gnębioną przez złych i okrutnych panów. Tymczasem pędzisz życie, jakiego pozazdrościłoby ci wielu ludzi wolnych. Cieszysz się poważaniem swych państwa. Dano ci wychowanie, jakiego nie ma wiele znajomych mi wytwornych i bogatych dam. Jesteś piękna, a skórę masz tak jasną, że nikt by nie powiedział, iż płynie w twych żyłach choćby jedna kropla krwi murzyńskiej. Wiesz przecież, jak gorąco moja dobra teściowa polecała ciebie mnie i memu mężowi. Zawsze będę szanować słowa tej świętej kobiety i sama przecież widzisz najlepiej, że jestem ci raczej przyjaciółką niż panią. O nie! Nie pasuje do twych ust ta rzewna piosenka. Nie chcę — ciągnęła tonem łagodnego napomnienia — nie chcę, byś ją nadal śpiewała. Słyszysz, Isauro? Jeśli mnie nie posłuchasz, zaniknę przed tobą pianino.— A jednak, proszę pani, mimo wszystko czymże jestem, jeśli nie zwykłą niewolnicą? To wykształcenie, które mi dano, ta uroda, którą tak wychwalają, na co mi się zdadzą? Są jak wikwintne sprzęty wstawione do baraku dla Murzynów. A przecież barak zawsze pozostaje barakiem. , .,;,,.,,( ,t .— Narzekasz na swój los, Isauro?— O nie, proszę pani. Nie mam powodu... Chcę tylko powiedzieć, że mimo wszystkich przywilejów i zalet, jakie mi przypisują, dobrze znam swoje miejsce.— Ach to tak! Wiem już, co cię trapi; twoja piosenka jasno to mówi. Niemożliwe żebyś, będąc tak ładną, jak jesteś, nie miała ukochanego.— Ja?!... Ależ skąd, proszę pani. Błagam, proszę w to nie wierzyć, ktokolwiek pani o tym powie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl