7734, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ARKADY FIEDLERI ZNOWU KUSZ�CA KANADA(Indianie, bizony, szczupaki)\ISKRY-WARSZAWA- 1 t t iObwolut�, ok�adk�,wyklejke. i karty rozdzia�owe projektowa! MIECZYS�AW KOWALCZYKZdj�ciaArkady Fiedler, Witold Chrorni�skioraz Canadian Pacific Railwaysi Canadian National RailwaysKsi��ka zatwierctzona przez ~%inlstersfwo O�wiatyda bibliotek lice�w og�lnokszta�c�cych, zak�ad�wkszta�cenia nauczycieli i technik�wPRINTED IN POLANDPa�stwowe Wydawnictwo �Iskry", Warszawa 1965 r. Nak�ad 30 000 + 280 egz. Ark. wyd. 18,9. Ark, druk. 17 + a arkusze wk�adek. Papier druk. m/gl., 60 g, �1 X 83 z f-:ki w Kluczach. Oddano do sk�adania w kwietniu 1964 r. Druk uko�czono w styczniu 1965 r. Zak�ady Graf. �Dom S�owa Polskiego" .w W-wie. Zam. nr 28is/a. Z-76. Cena zl 30.�A R1. WitoldM<.�j towarzysz w podr�y do Kanady 1961 roku, Witold Chro-mi�ski, magister in�ynier i by�y dyrektor stoczni, a dzi� artysta--fotografik i wielki cygan (�e nie powiem: czaruj�cy p�dzi-wiatr) � uderza� ka�dego swym niezwyk�ym wygl�dem: m�� w sile wieku, o kapitalnie atletycznej cho� niewysokiej postaci, o m�odych, pa�aj�cych oczach i czarnych, kruczoczarnych brwiach, mia� siwiute�k� czupryn� � a czupryna ani brwi bynajmniej nie farbowane. �w efektowny kontrast odnosi� si� chyba tak�e do wielu innych cech Witolda, nie tylko do jego wygl�du.Bajecznie zbudowany, by� szeroki w ramionach, w�ski w biodrach, o rasowej twarzy niby herosa greckiego, niby bojownika machabejskiego, i by� niezawodnie jednym z najprzystojniejszych m�czyzn w Polsce. Jego m�ska uroda podbija�a wst�pnym bojem ka�dego, z kt�rym si� styka�; nawet jego fotografie urzeka�y ludzi. Gdy moja m�oda sekretarka ujrza�a go na zdj�ciach znad brzeg�w Peace River w Kolumbii Brytyjskiej, wpad�a w rzetelny zachwyt � tak samo jak ja w pierwszym dniu naszego spotkania.Witold posiada� rzadki dzi� w�r�d �miertelnik�w dar: dar wybuchania wielkim zapa�em i porywania nim ludzi. Oczy jego w takich wypadkach zachodzi�y niebem, blaski n�c�ce pada�y na cz�owieka, kt�rego Witold czarowa� � i tak powstawa� legion jego ol�nionych przyjaci�. Mia� ich do licha i troch� w Polsce, pe�no by�o ich wsz�dzie w Europie, w Ameryce, we wszystkich Torontach i Montrealach � gdzie ich nie mia�? Jego urok osobisty, zw�aszcza w pierwszych chwilach poznania si� z lud�mi,by� bezprzyk�adnym fenomenem, bezprzyk�adnym i szczeg�lnie niebezpiecznym dla niego samego: oducza� go, jak przypuszczam, od wysi�ku w mozolniejszych sprawach.Ja tak�e uleg�em urokowi i nie �a�uj� tego: postanowi�em zabra� Witolda do Kanady. Przyrzeka�, pe�en ognia, wszystko: oddanie wyprawie ca�ego zapa�u serca i si� swych mi�ni tudzie� wsp�lne ze mn� do�wiadczanie wra�e� w lasach kanadyjskich � i wiele dotrzyma�. Jak m�ody b�g przepycha� ��dki przez by-strzyny g�rskich rzek, rozbija� namioty, przenosi� tobo�y � niezr�wnany fizycznie. �e w innych sprawach okaza� si� mniej pomocny, to w�a�ciwie moja wina, bo prawdopodobnie zbyt wielkie wi�za�em z nim nadzieje.Jak wysz�o na jaw w czasie podr�y, by�a to diabelnie samoistna osobowo��, swego �ycia wewn�trznego zazdro�nie strzeg�ca przed �wiatem. R�wnie� przede mn�, i to by�o nieraz przykre. Witold nie lubi� zwierza� si� ze swych my�li; je�li co spostrzega�, to raczej dla siebie. Miewa� ca�e dni milczenia, jak gdyby przyt�acza� go ogrom kanadyjskich przestrzeni, a nadmiar wra�e� osza�amia�. By�a to zapewne wina Kanady, nie jego.Przez kilka miesi�cy upajali�my si� feeri� w�r�d las�w i niepospolitych ludzi prze�ywaj�c jaki� barwny film, pi�kny, pienisty i p�odny � prze�ywaj�c niestety przewa�nie ka�dy sam dla siebie. Gdy ch�on�o si� takie cuda, gdy ociera�o si� o niespodziane skarby, dobrze by�o dzieli� z kim� rado��. Tymczasem niecz�sto tak si� dzia�o.A jednak nie zapomn� nigdy pewnego sierpniowego popo�udnia w Kolumbii Brytyjskiej. Obozowali�my ju� par� dni u uj�cia potoku Clearwater do Rzeki Pokoju, Peace River, w samym sercu G�r Skalistych. Na niepowszednie pi�kno otaczaj�cej nas przyrody niestety nie mieli�my, Witold ani ja, nale�ytego oka, rozprasza�y bowiem nasz� uwag� dziwaczne nastroje w obozie: boskonoga Jaga, m�oda �ona Roberta, kierownika naszej rzecznej wyprawy w pi�tk�, by�a babsztylem fest i nieszpetnym, ale tak gryma�nie despotycznym, �e swymi gro�nymi kaprysami piekielnie zatruwa�a nam �ycie. Ratuj�c siebie i resztki zdrowego humoru wymykali�my jak sztubaki z obozu, gdzie tylko si� da�o. Tak samo i tego popo�udnia.O jak� mil� od g��wnej rzeki by�y pono� w potoku g��bokie dziury, roj�ce si� od pstr�g�w, wi�c tam wyruszyli�my z w�dkami. Brn�li�my przez nieprawdopodobnie okaza�� puszcz�, a olbrzymie �wierki wznosi�y si� jak kolumny, pe�ne majestatu i monstrualno�ci. Nieco dalej od obozu krzewy podszycia zni-kn�y, pozosta�y tylko drzewa. Same bia�e �wierki, w�r�d kt�rych w pewnym miejscu rozgrywa�o si� ciekawe misterium �wiat�a.Mianowicie od strony potoku, gdzie by�o przestrzenniej, pada�y w las uko�ne promienie s�o�ca i przesadnie r�owi�y najbli�sze pnie �wierk�w, ale ju� kilkadziesi�t krok�w dalej traci�y jasno�� i gubi�y si� w tajemniczym p�mroku. Cisza, gra �wiate� i ziej�ca w g��bi pomroka stwarza�y tak silne nat�enie czego� upiornie fantastycznego, �e niewiele brakowa�o, a mo�na by�o sobie wyobrazi� pojawienie si� w�r�d pni mitologicznego satyra lub le�nej nimfy. Zabawne to wra�enie stawa�o si� niemal op�taniem i w pewnej chwili stan��em zatrzymuj�c r�wnocze�nie Witolda.� S�uchaj! � szepn��em wzruszony. � Sp�jrz na ten las, do licha! Gdzie�my to ju� widzieli?Witolda nie zaskoczy�a moja uwaga. I zaledwie dwie, trzy sekundy p�niej, uradowani, jak gdyby dokonuj�c wa�nego odkrycia, zawo�ali�my obydwaj prawie r�wnocze�nie:� Bocklin!� Bocklin!Oczywi�cie, tak by�o, nie podlega�o w�tpliwo�ci: �w le�ny pejza� nad Clearwater Creek w Kolumbii Brytyjskiej by� jakby �ywcem zdj�ty z p��cien Arnolda B�cklina, szwajcarskiego malarza, kt�ry swymi trytonami, driadami, syringsami na tle widmowych krajobraz�w pot�nie zap�adnia� wyobra�ni� kulturalnego �wiata w XIX wieku.Ma�a to rzecz � takie wsp�lne, szcz�liwe odkrycie, a jednak mia�o ono dziwnie krzepi�ce warto�ci, bo odt�d u�miechni�ci, ju� nie brali�my szus�w cholerci Jagi za ostatnie skaranie boskie.A Witold? Nieodst�pnie mi towarzyszy� przez wszystkie wertepy kanadyjskiej puszczy. Na kolejach, w samochodach, samo-lotach, na motor�wkach, w kanu i pieszo bok w bok obijali�my si� o siebie przez szesna�cie tysi�cy kilometr�w, lecz ostatnie szesna�cie krok�w � na trapie do M/S �Batorego" � sam przej�� musia�em: podczas gdy ja wraca�em do Polski, on jeszcze przez dwa miesi�ce buja� po Ameryce P�nocnej, by, wierny cyga�skiej naturze i nakazowi serca, wszystkim swym przyjacio�om od Nowego Jorku po Los Angeles u�cisn�� d�onie.2. PuszczaPuszcza, w roku 1935 opisana przeze mnie w ksi��ce �Kanada pachn�ca �ywic�", by�a czym� bezbrze�nym, w�a�ciwie ogromem bez ko�ca, by�a fantastyczn� pot�g�, zniewalaj�c�, tajemnicz� i niebezpieczn�. Opisy jej dzikiej dziewiczo�ci, a szczeg�lnie uderzaj�cej miejscami obfito�ci zwierzyny i ryb, wydawa�y si� niejednemu czytelnikowi przejaskrawieniem, nawet poczciwa �ywica budzi�a zastrze�enia.(Nawiasem m�wi�c, z t� �ywic� mieli�my teraz pocieszne zdarzenie. Gdy w lipcu 1961 roku dotarli�my do naj�liczniejszego zak�tka w Narodowym Parku Banff, mianowicie nad Jezioro Luizy, i ja na chwil� oddali�em si� nieco od wody w g��b kniei, stan��em nagle jak wryty, rzetelnie przej�ty: dosta�em si� w ob�ok tak intensywnego zapachu �ywicy, �e czu�em si� prawie odurzony. Widocznie s�o�ce nagrzewa�o tu jaki� szczeg�lnie soczysty �wierk. Przywo�a�em zaraz Witolda i nic mu nie m�wi�c wskaza�em tylko na sw�j nos.Witold natychmiast zrozumia�.� Pachn�ca �ywic�! � krzykn�� uradowany i buchn�li�my weso�ym �miechem: obydwaj przypomnieli�my sobie niekt�rych niedowiark�w w Polsce, maj�cych w�tpliwo�ci, czy puszcza kanadyjska rzeczywi�cie tak mocno pachnia�a. Ale mniejsza o �ywic�).Wracaj�c do mej dawnej ksi��ki przyznaj�, �e w istocie nie szcz�dzi�em licznych opis�w, a�eby uwypukli� pr�no�� kanadyjskiej puszczy i jej �wczesne bogactwo zwierzyny. Niekt�re10ustronia wydawa�y mi si� wprost eldoradem to my�liwskim, to rybnym, eldoradem tym godniej szym zapami�tania, �e wed�ug wszelkich przewidywa� skazanym na rych�� zag�ad�: szybki post�p cywilizacji wsz�dzie na �wiecie okazywa� si� bezwzgl�dnym wrogiem nied�wiedzi, �osi i szczupak�w. Je�li wi�c zwierzyna zosta�a przetrzebiona w s�siednich Stanach Zjednoczonych, to jak�e mog�a uchroni� si� w Kanadzie?A cywilizacja rwa�a tu naprz�d" jak sto piorun�w. Od czas�w mej pierwszej podr�y do Kanady zasz�y tu zdumiewaj�ce zmiany. Ludno�� pomno�y�a si� w dw�jnas�b, kraj niepomiernie si� wzbogaci�; tysi�ce mil nowych autostrad i innych dr�g, tak�e kolejowych, przecina�o g�usz� le�n� i m�ci�o jej spok�j, zaleg�y od prawiek�w; co wi�cej, nasta�a gor�czkowa era Dalekiej P�nocy: niezliczone chmary poszukiwaczy minera��w dociera�y do ustronnych zakamark�w i odkrywa�y wielkie skarby ziemi; w puszczy wystrzeliwa�y jak grzyby po deszczu miasteczka i osiedla g�rnicze, tysi�ce nowoczesnych pionier�w za�, le�nych pilot�w na hydroawionetkach, goni�o w powietrzu ��cz�c jeziora Kanady � kt�rych jest chyba milion � w jedn� gigantyczn� sie�.Nie do�� tego: ostatnimi czasy co roku, w miesi�cach lato-wych, przesz�o dwudziestopi�ciomilionowa lawina wycieczkowicz�w, kampingowych zapale�c�w z Kanady i ze Stan�w Zjednoczonych, wt�acza�a si� w lasy. Tam na brzegach jezior, rzek i potok�w nape�nia�a zgie�kiem schroniska, rozbija�a namioty, za�ywa�a uciech biwakowania i poi�a si� urokami krajobrazu. Wielu �owi�o ryby, a co zagorzalsi t�ukli jesieni� grubego zwierza.Czy wobec powy�szej krz�taniny nie nale�a�o przypuszcza�, �e dawna �wietno�� kanadyjskiej puszczy min�a z kretesem, raz na zawsze? Dziewicze ongi� lasy, dzi� przetrzebione, wydeptane, poprzecinane, wyja�owione, wypolowane � czym�e wita� mog�y nowego przybysza, je�li nie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl
  •