7706, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Richard A KnaakWilczy he�mT�umaczy�a Maria G�bicka-Fr�cTytu� orygina�u WolfhelmWersja angielska 1990Wersja 2000Specjalne podzi�kowania dla Gail H.za nadobowi�zkow� lektur�.Gail twierdzi, �e te� lubi bajki!IR'Dane zahaczy� stop� o ods�oni�ty korze� olbrzymiego d�bu, potkn�� si� i run��jakd�ugi. Nie znaczy to, �e by� niezdar�; biegusy depta�y mu po pi�tach i po prostunie mia�czasu patrze� pod nogi.S�ysza� je. Nie by� to tupot wielkich szponiastych �ap ani te� k�apanie z�batychpaszczy, lecz raczej pomruki niecierpliwego oczekiwania, ich g�odu. Biegusyzawsze by�yz�aknione, cho�by tylko krwi i przemocy. Czy� ostatecznie nie by�y prawdziwymidzie�miNiszczyciela?R'Dane pozbiera� si� i raz jeszcze bezg�o�nie zwr�ci� si� z b�aganiem do swegopana,prawdziwego pana. Przecie� to nie z jego winy ostatnia wyprawa w kierunku KrainySn�wzako�czy�a si� ca�kowit� kl�sk�... c�, przynajmniej nie do ko�ca z jego winy.On sta� naczele wojsk, ale ca�y plan zosta� zaaprobowany przez jego zwierzchnik�w.- Id� dalej, g�upcze! - mrukn�� do siebie. To nie by� czas na rozwodzenie si�nadminionymi niepowodzeniami. To by� czas ucieczki w nadziei, �e mo�e - tylko mo�e- jegobyli wrogowie pospiesz� mu na ratunek.Nie docieka�, dlaczego w�adcy Sirvak Dragoth mieliby mu pom�c, ale w swymrozpaczliwym po�o�eniu m�g� liczy� wy��cznie na ten cud. Nikt spoza Krainy Sn�wnieprzyjdzie mu z pomoc�. Na tym kontynencie nie istnia�o nic opr�cz Krainy Sn�w iimperium,kt�remu niegdy� s�u�y�, a kt�re teraz za��da�o od niego zap�aty, odar�o zoficerskich szlif�w,zdegradowa�o do szeregowego �o�nierza z pospolitym R' przed nazwiskiem i zmusi�odowy�cigu o �ycie. Wiedzia�, �e z biegusami nikt dot�d nie wygra�.Ruszy� dalej z g�ow� pe�n� ponurych my�li. Najgorsze by�o to, �e nawet niewiedzia�,czy jest w pobli�u Bramy. Po prostu bieg� mniej wi�cej w tym kierunku, w kt�rym,jak mu si�wydawa�o, le�a�a Kraina Sn�w, i mia� nadziej�, �e kto�' go dostrze�e i zrozumiejegopo�o�enie.Biegusy by�y coraz bli�ej. Wyobra�a� sobie, �e ich gor�ce, smrodliwe oddechyomywaj� mu kark.Mistrz Watahy i garstka jego przybocznych obserwowali samotn� posta�przedzieraj�c� si� przez las, kt�ry oddziela� wschodni skraj imperium Aramit�wod KrainySn�w. Czasami, gdy co� go zainteresowa�o, Mistrz Watahy pochyla� swoje wielkie,zakute wzbroj� cia�o jak gdyby w oczekiwaniu. Prawie wszyscy obecni na�ladowali jegoruchy, maj�cnadziej�, �e oni r�wnie� dostrzeg� to, co wzbudzi�o ciekawo�� ich w�adcy. Tylkojeden zprzybocznych - jedyny, kt�ry sta� - nie okazywa� zaciekawienia akcj� ukazywan�przezkryszta� dozorcy.Komnata zosta�a zaciemniona, tak �eby lepiej wida� by�o obrazy w krysztale, a �wmrok nadawa� zebranym poz�r gro�nych upior�w. Wszyscy nosili zbroje aczystegohebanu iwszyscy stapiali si� z cieniami. Mistrz Watahy wyr�nia� si� nadzwyczajnymwzrostem id�ugim p�aszczem z wilczych sk�r. Nic nosi� poza tym �adnego innego symboluswojejpozycji. Zbroja by�a prosta, gi�tka - bardzo dobrze wykonana - i szczelnieokrywa�a ca�e jegocia�o. Od lat nikt nie widzia� go bez niej i w�tpliwe, by ktokolwiek pami�ta�jego twarz,zawsze bowiem przys�ania� j� wilczy he�m, symbol oddania Aramit�w ich bogu,Niszczycielowi. He�my takie nosili wszyscy obecni.Szyderczo wykrzywione wyobra�enie wilczego pyska na he�mie by�o jedynieprzypuszczalnym wizerunkiem boga. Tylko Mistrz Watahy i prawdopodobnie jeszczejednaosoba widzia�y prawdziwe oblicze b�stwa. Wielu z obecnych nie chcia�o googl�da�. Byli wpe�ni usatysfakcjonowani, s�u��c mu. Nic dziwnego. Zaledwie kilku z nich mia�obydo��odwagi, nie wspominaj�c o mocy, by stawi� czo�o ponuremu dyktatorowi, a codopiero bogu.Pod wzgl�dem fizycznym nikt nie dor�wnywa� Mistrzowi Watahy - jego ramiona,pot�neniczym konary, zdradza�y si�� mog�c� rozerwa� cz�owieka na dwoje, niezale�nie odtego, czymia�by na sobie zbroj�, czy nie.Jeden uczestnik zebrania siedzia� z dala od reszty, wodz�c r�kami nadkryszta�em,kieruj�c obrazami. Cho� nic nie r�ni�o go od innych, nikt w komnacie nie mia�w�tpliwo�cico do jego rangi. Dozorcy ju� tacy byli. Nie mogli by� inni.- Jak daleko od przypuszczalnej granicy Krainy Sn�w znajduje si� ofiara, dozorcoD'Rak? - zapyta� jeden z dow�dc�w Watahy.Pomijaj�c Mistrza Watahy, dozorca D'Rak jako jedyny w tej komnacie m�g� - gdybyzasz�a taka potrzeba pogwa�ci� tradycje narady. W czasie takich spotka� wszyscyzobowi�zani byli do noszenia ceremonialnych he�m�w, ale jemu wolno by�o zak�ada�l�ejszenakrycie g�owy, w kt�rym wilcza g�owa nie przys�ania�a twarzy, tylko pe�ni�arol� ozdoby isymbolu statusu. Takie he�my noszono poza sal� obrad, gdy� by�y du�och�odniejsze. D'Rak,lekko oty�y Aramita z w�sami i zro�ni�tymi brwiami, za�o�y� otwarty he�m, �ebynic nieutrudnia�o mu koncentracji potrzebnej do manipulowania kryszta�em.- - By� mo�e ju� przekroczy� granic�. Z Krain� Sn�w nigdy nic nie wiadomo. -D'Rak nie potrafi� ukry� rozdra�nienia. Mistrz Watahy nie zada�by tak g�upiegopytania, niezrobi�by tego r�wnie� stoj�cy obok niego adiutant. Z obecnych w komnacie jedynieonirozumieli trudno�ci wi���ce si� z okre�leniem granic na po�y urojonego miejsca,kt�re istnia�otyle� w umy�le, co na powierzchni ziemi. Na tym polega� problem R'Dane'a;post�pi� tak,jakby pozycje jego przeciwnika by�y dok�adnie wytyczone, jak na przyk�adMenliat�w.Menliatowie mieli obsesj� na punkcie precyzji, obsesj�, z kt�rej wyleczy�o ichdopieropodbicie przez wilczych naje�d�c�w. Panowie Sirvak Dragoth rz�dzili regionem,kt�regogranice by�y tak trudne do sprecyzowania, jak bywa to w przypadku mg�y.- - Poka� nam biegusy. - R�ka tak ogromna, �e mog�aby zamkn�� w sobie obied�onie D'Raka, zacisn�a si� z ca�ej si�y. By� to jedyny znak �wiadcz�cy, �eMistrz Watahyjest zainteresowany polowaniem. Jego g�os...Niejeden cz�onek rady wzdrygn�� si� niespokojnie na d�wi�k tego g�osu. Nawetdozorc� przebieg� dreszcz. W Mistrzu Watahy by�o co�, co wznieca�o l�k nawet wsercachnajbardziej odwa�nych przyw�dc�w i dow�dc�w. G�os wzbudza� echa, jakby m�wi�cysiedzia� zgo�a gdzie indziej. Jedyn� osob�, kt�ra nie podda�a si� niepokojowi,by� stoj�cyblisko mistrza adiutant, ale o nim te� kr��y�o mn�stwo niepokoj�cych opowie�ci.D'Rak pochyli� g�ow� i wyszepta� kilka s��w, a jego d�onie zata�czy�y nadkryszta�em. Dozorcy byli zestrojeni ze swymi osobistymi talizmanami, a on, jakojeden znajwy�szych rang�, kontrolowa� samo Oko Wilka. Nale�a�o ono do najpot�niejszychmagicznych artefakt�w wilczych naje�d�c�w i oferowa�o wiele mo�liwo�ci. Obecniekorzystano z jednego z po�ledniejszych.Obraz zmieni� si�. Z pocz�tku wida� by�o jedynie ciemn� plam�, w kt�rej dopieropochwili dozorca rozpozna� biegusa. Niezale�nie od koncentracji obraz nie nabra�ostro�ci - takaby�a bowiem natura tych istot.Stworzenie troch� podobne do wilka zatrzyma�o si�, obw�chuj�c korzenie drzewa wposzukiwaniu tropu ofiary. By�o ciemniejsze ni� zbroje jego pan�w, ciemniejszeni� samanoc. Niewiarygodnie d�ugi, w�ski pysk rozchyli� si�, ukazuj�c ostre jak sztyletyk�y, kt�rychb�ysk kontrastowa� ostro z mroczn� sylwetk�. Spomi�dzy szcz�k zwisa� d�ugi,jakby w�owyj�zor. Stworzenie podnios�o �ap� i pazurami d�ugimi jak ludzkie palce zacz�odrapa� wok�drzewa. Pazury bez wysi�ku rwa�y nawet grube korzenie. Biegus by� pot�niezbudowany inie brakowa�o mu si�y; mo�na by pomy�le�, �e takie ci�kie stworzenie nie mo�eby�szybkie, a jednak niewiele innych potrafi�o przed nim umkn��.Do��czy� do niego drugi, a potem trzy kolejne zainteresowa�y si� znaleziskiempierwszego. Nie mo�na by�o orzec, gdzie ko�czy si� jedno, a zaczyna drugiestworzenie;jakby wtapia�y si� w siebie i wzajemnie przenika�y. Tylko dwie rzeczy niebudzi�yw�tpliwo�ci: doskona�e nosy i ogromne szcz�ki. Chwilami wydawa�o si�, �e biegusysk�adaj�si� wy��cznie z z�b�w i pazur�w.Odkrywca nowego tropu skoczy� w tym samym kierunku, w jakim minut� czy dwiewcze�niej oddali� si� R'Dane. Za nim pop�dzi�y pozosta�e. Wiele stworze� wy�oalbo ujada�o,powiadamiaj�c swoich pobratymc�w o po�cigu.- - Poka� zwierzyn�.- - Tak, Mistrzu Watahy. - D'Rak manipulowa� chwil� moc� zawart� w Oku i razjeszcze pokaza� uciekaj�cego cz�owieka. Twarz R'Dane'a - D'Rak pomy�la� kwa�no,�e jestona zbyt przystojna - wyra�a�a czysty strach. Uciekinier wiedzia�, �e biegusyju� godop�dzaj� i �e nigdzie nie znajdzie ratunku.- - Jak d�ugo ucieka? - zapyta� oboj�tnie Mistrz Watahy.- Ponad dzie�, panie - odpar� jeden z dow�dc�w. Ogromny Mistrz Watahy poruszy�si� na krze�le, popadaj�c w kr�tk� zadum�. Po paru sekundach odwr�ci� si� doswojegoadiutanta i oznajmi�:- Zako�cz polowanie.- Panie. - Adiutant przesun�� wilcz� mask� i wbi� wzrok w kryszta�. D'Rak zdusi�rozdra�nienie. Tak jak inni dozorcy nie lubi�, gdy obcy, zw�aszcza ten obcy,majstrowali ztalizmanami, z kt�rymi zwi�zani byli oni wszyscy. Talizman by� �yciem tego, ktogo nosi�.Ale skoro Mistrz Watahy postanowi� zaszczycie tego przyb��d�, zlecaj�c muzadanie �mierci,starszy dozorca nie mia� nic do gadania.Biegusy, gdy co� je poruszy�o, zanosi�y si� wyciem przyprawiaj�cym o ob��d.Adiutant Mistrza Watahy nadal wbija� wzrok w kryszta� i po paru sekundach wycieosi�gn�otaki poziom, �e kilku dow�dc�w musia�o zas�oni� uszy.- Do��.Posta� w zbroi cofn�a si�, k�aniaj�c Mistrzowi Watahy.R'Dane obejrza� si�, cho� wiedzia�, �e nie powinien tego robi�, i potkn�� si� najakiej�nier�wno�ci pod�o�a. Przewr�ci� si� i potoczy� po ziemi, zatrzymuj�c dopiero napniu drzewa.Si�a uderzenia wycisn�a mu powietrze z p�uc. Nie m�g� si� ruszy�."Dopad�y mnie! Przekl�ty niechaj b�dzie Niszczyciel! Co to za b�g..."... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl
  •