81. Westleigh Sarah - Ujarzmienie złośnicy -Ród d'Evreux3, harlekinum, Harlequin Romans Historyczny

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SARAH WESTLEIGH
Ujarzmienie
złośnicy
ROZDZIAŁ PIERWSZY
1399 rok
Philippa skuliła się w wąskim otworze strzelniczym,
wytężając wzrok, by dojrzeć cokolwiek przez szczelinę,
lecz odbijające się w stali słońce tak ją oślepiło, że niezbyt
dokładnie widziała oddział złożony z około pięćdziesięciu
jeźdźców, który zbliżał się do zamku.
Mieszkańców ostrzeżono, że mimo zakazu Boling-
broke wylądował w Ravenspur i maszeruje przez Anglię,
by przeciąć drogę królowi Ryszardowi II wracającemu
z Irlandii. Widok zbrojnego zastępu, zdążającego ku zam­
kowi Alban, nie zaskoczył ani hrabiego Tewkesbury, ani
jego spadkobiercy, Rogera d'Alban.
Most zwodzony już opuszczono, podniesiono kraty
w bramie. Hrabia wraz z synem, w pełnej zbroi, dosiadali
koni, ich giermkowie, stojący o pół długości z tyłu, dum­
nie powiewali chorągwiami swych panów. Za nimi usta­
wiło się paru piechurów uzbrojonych w halabardy i piki.
Na wieść o zbliżającym się wojsku ludność z całej wioski
pospiesznie zgromadziła się za murami zamku.
Philippa z niepokojem patrzyła, jak za wychodzącymi
znowu opuszcza się bramę i podnosi most. Nikt nie mógł
przewidzieć rozwoju wypadków, a garstka zbrojnych, któ­
ra miała stawić czoło nadciągającej kolumnie, była żałoś­
nie mała. Ojciec, walczący o zachowanie dotychczaso­
wych praw do swych włości, mimo niezwykle wojowni­
czej postawy nie zdoła powstrzymać dużego oddziału
wojska.
Philippa nienawidziła komnaty na szczycie wieży. Peł­
na przeciągów, chłodna nawet w największe upały, była
ostatnim miejscem, w którym dziewczyna chciała przeby­
wać, lecz teraz była tu bezpieczna. Siedziała więc bez sło­
wa skargi, podczas gdy ojciec i brat przywdziali zbroje,
by ruszyć przeciw siłom Henryka Bolingbroke'a.
- Widzisz stąd, co tam się dzieje? - Za jej plecami roz­
legł się głos pełen niepokoju.
Spojrzała przez ramię na swą bratową Mary. Na jej
okrągłej, zazwyczaj pogodnej twarzy dostrzegła bruzdy,
które wyżłobiła zgryzota. Za nią niańka pilnowała dwojga
jej dzieci, Lionela i Maud, które, siedząc na zakurzonej
podłodze, drażniły kotka źdźbłem słomki.
- Właściwie nie. - Philippa ponownie wyjrzała przez
otwór. - Ojciec wyszedł wraz z innymi i znowu podnie­
siono most. Ojciec i Roger jadą ku tamtym. Och, Mary,
oby tylko ojciec powściągnął swój temperament!
- Oby! Tak samo jak mój mąż. Obaj w gorącej wodzie
kąpani, jeden wart drugiego.
- Podjudzają się nawzajem. Szkoda, że mnie z nimi
nie ma!
Mary zaśmiała się cicho.
- Philo, a cóż ty możesz zrobić, żeby ostudzić im gło­
wy? Wszyscy d'Albanowie są tak samo zapalczywi. Przy­
znaj, że gdybyś była mężczyzną, ruszyłabyś z nimi i za­
grzewała do ataku!
- Nie znoszę siedzieć z założonymi rękami i czekać,
aż coś się wydarzy. Czasami się wściekam, ale nie mam
temperamentu ojca! - oznajmiła Philippa.
- Być może - przyznała Mary, wzruszając ramionami. -
Niemniej przez swoją popędliwość pakujesz się w tarapaty.
Philippa, zbita z tropu, pytająco spojrzała na bratową.
- O co ci właściwie chodzi?
- W zeszłym tygodniu mogłaś mocno oberwać, gdy
użyłaś harapa na tego łajdaka, poganiacza bydła.
- Bez litości okładał batem swoje muły! Jednego za-
katował prawie na śmierć!
- Tak, ale o mało nie wywołałaś rokoszu w Tewkesbu­
ry, a teraz zwierzę jest w naszej stajni i wyjada nam paszę!
Nie masz za grosz rozsądku, Philo!
- Mam. Wiedziałam, co robię. Ratowałam to nie­
szczęsne stworzenie od okrutnej śmierci! - Odwróciła się
do otworu z niecierpliwym gestem. - Gdybym była męż­
czyzną, nie chciałabym stać z założonymi rękami, ale to
nie znaczy, że wdałabym się w walkę z ludźmi Boling-
broke'a! Nie musi dojść do starcia. Wystarczy, że ojciec
w uprzejmy sposób odmówi Henrykowi poparcia. Ci lu­
dzie to uznają i pójdą swoją drogą. Raczej nie zamierzają
użyć siły, zresztą nie mają sprzętu do oblężenia.
- Modlę się, żebyś miała rację. Nie bylibyśmy w stanie
go odeprzeć.
Oba oddziały zatrzymały się w odległości dziesięciu
kroków od siebie. Doszło do wymiany zdań. Sądząc po
gestach ojca, był mocno rozsierdzony. Potem ruchem tak
nagłym, że Philippa nie zdołała pochwycić go wzrokiem,
Hugh d'Alban złapał swój berdysz, zakręcił nim jak sza­
lony w powietrzu, po czym z przeraźliwym okrzykiem
bojowym natarł na dowódcę przeciwnika.
Philippa wstrzymała oddech. Mary krzyknęła z przera­
żenia, nie wiedząc dokładnie, co się dzieje, a dwójka dzie­
ci przestała się bawić i znieruchomiała, słysząc ten mro­
żący krew w żyłach wrzask.
- Co to było? - spytała Mary wystraszonym głosem.
- To był okrzyk wojenny dziadka! - zawołał Lionel z pod­
nieceniem, cisnąc się do otworu. - Dajcie mi popatrzeć!
- Odejdź natychmiast - nakazała Philippa, odpychając
chłopca.
- Jak ty się zachowujesz! - Mary odciągnęła syna. -
Philo, co się dzieje? - Philippa z wolna odwróciła się od
swego punktu obserwacyjnego. - Philo? - powtórzyła
Mary coraz bardziej przestraszona. - Philo, powiedz coś
wreszcie!
- Zrzucił ojca z siodła - wydusiła Philippa zdławio­
nym głosem.
- Kto taki?
- Dowódca ludzi Bolingbroke'a. Mary, chyba znam je­
go chorągiew.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl