77. Kaye Judy - Zaczarowany świat Ariany, harlekinum, Harlequin Romance(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

Judy Kaye 

 

Zaczarowany świat Ariany

Rozdział 1

 

Leah Brock czuła, jak ze zdenerwowania ściska jej się żołądek i pocą dłonie, gdy przez matową szybę biurowych drzwi odczytywała raz jeszcze odwrócone nazwiska widniejące na umieszczonym na zewnątrz napisie:

ADAMS, FORESTER I GRANT: Kancelaria adwokacka.

Drzwi na przeciwległej ścianie otworzyły się nagle i ukazał się w nich imponującego wzrostu mężczyzna, mierzący znacznie powyżej metra osiemdziesięciu, szeroki w ramionach i elegancko ubrany w świetnie skrojony granatowy garnitur ze szkarłatnym krawatem. Zlustrował wzrokiem pomieszczenie i spojrzenie jego czarnych, obojętnych oczu zatrzymało się na Leah.

– Panna Brock? Pani będzie łaskawa.

Zamknął za nią drzwi biura, odwrócił się i przyglądał jej badawczo. Leah, jak zahipnotyzowana, również nie spuszczała z niego wzroku.

– Nazywam się Mark Adams.

Poczuła mrowienie w koniuszkach palców, gdy jej delikatna dłoń utonęła w uścisku dużej, męskiej ręki.

Czerń jego włosów odrobinę tylko łagodził odcień brązu. Cerę miał śniadą, rysy regularne, a twarz żywą i pełną wyrazu.

– A więc pani jest nianią, którą poleciła mi agencja. Powiedział to tak, jakby zrobił błąd kupując konia, którego nie miał przedtem okazji obejrzeć.

– Mam nadzieję, że jestem do zaakceptowania – odpowiedziała oschle.

Oparł dłonie na poręczach fotela i z westchnieniem odchylił się do tyłu.

– Jest pani uroczą kobietą, panno Brock. I, oczywiście, jak najbardziej do zaakceptowania w większości dających się wyobrazić sytuacji. Niestety, dla moich akurat potrzeb wydaje się pani zbyt... młoda. – Skrzyżował ręce na piersi i nadal wpatrywał się w nią z tą samą dokładną obojętnością. – Ale proszę mi opowiedzieć o sobie, przekonać mnie, że leży w moim najlepszym interesie, aby panią zatrudnić.

– Uczelnię ukończyłam z wyróżnieniem. Mam dyplom magistra pedagogiki specjalnej i zaliczone dodatkowe studium zarządzania przedsiębiorstwem. Kocham dzieci i mam z nimi bardzo dobry kontakt. – Leah spuściła swe jasnozielone oczy i w roztargnieniu odgarniała pasma włosów za ucho. – Pragnę otworzyć własną agencję, tu, w Waszyngtonie, specjalizującą się w opiece nad dziećmi upośledzonymi. Szukam czasowej posady, która umożliwi mi zdobycie bezpośredniego doświadczenia.

– To wspaniałe plany, panno Brock, ale jaki ja z tego miałbym mieć pożytek? Nie szuka pani stałej pracy, więc w końcu i tak musiałbym zatrudnić inną nianię. Czy nie sądzi pani, że byłoby to bardzo niekorzystne dla pani podopiecznej?

Jej podopieczna: Ariana Adams. Leah dowiedziała się na jej temat od agencji bardzo niewiele: ile ma lat, i że rodzina w kwestii opieki nad nią jest bardzo wymagająca.

– Zdaję sobie z tego sprawę, ale chciałam uczciwie przedstawić panu swoją sytuację. Muszę zdobyć doświadczenie jako niańka po to, aby, prowadząc w przyszłości moją własną agencję, rozumieć i wczuwać się w potrzeby podopiecznych.

– A co pani wie na temat tego, jak naprawdę wygląda codzienne życie z osobą upośledzoną?

Leah uśmiechnęła się nieznacznie kącikiem ust, a na jednym z jej policzków ukazał się dołeczek.

– Pochodzę z rodziny, która utrzymuje ze sobą bardzo bliskie stosunki. Moja najbliższa i najdroższa kuzynka jest dzieckiem z zespołem Downa. Mary spędza każde wakacje na farmie moich rodziców w Wisconsin. Z jej powodu właśnie chcę założyć własną agencję opiekuńczą.

Twarz Adamsa wygładziła się.

– Pani kuzynka jest dzieckiem z zespołem Downa?

– Tak. I jedną z najbardziej kochanych, uroczych istot, jakie znam.

Z Adamsem stało się coś dziwnego, choć z wyrazu jego twarzy nie sposób było odczytać, jakiego rodzaju emocje przeżywa.

– Jest pani przyjęta, panno Brock. Będzie pani miała szansę się sprawdzić.

– Tak po prostu? – Leah była zdumiona tym nieoczekiwanym obrotem sprawy.

Wyjął kartkę z wewnętrznej kieszeni marynarki.

– A oto numery telefonów i nazwiska, z którymi będzie się pani musiała zapoznać. Lekarz Ariany, doktor Carmichael. Jej dentysta, dietetyk, szwaczka i tak dalej. Moja gospodyni, pani Bright, ma kopie. Rozkład zajęć Ariany omówimy, gdy pani zjawi się jutro. Ścisłe jego przestrzeganie jest w jej przypadku bardzo ważne. Pewien jestem, że to dla pani oczywiste. Ponieważ agencja poleciła panią, myślę, że wszystko będzie w porządku. – Uśmiechnął się tak urokliwie, że Leah, do reszty zaskoczona, z trudem dawała sobie radę z tym, co zaczęło wyprawiać jej łomoczące serce.

– Tutaj są telefony do mnie do pracy – powiedział, wręczając jej wizytówkę. – Numer na odwrocie to moja bezpośrednia, prywatna linia. W razie jakichkolwiek problemów z Arianą ma pani natychmiast do mnie dzwonić. Natychmiast. Rozumie pani?

– Oczywiście. Ale ja również oczekuję odpowiedzi na kilka pytań. – Na studiach uczono ją, że naprawdę ważny jest ogólny kontekst, postęp w resocjalizacji, a nie jakieś tam szczegóły. Trzymanie się schematów i wypełnianie narzuconych reguł nie było jej mocną stroną.

– Czy nie możemy poczekać z tym do jutra? – żachnął się niecierpliwie Adams.

– Odnoszę wrażenie, że zasadniczo różnimy się w poglądach na metody wychowawcze. – Leah preferowała spontaniczny, otwarty stosunek wobec problemów życiowych, postawę, którą wyniosła z wiejskich tradycji jej rodziny. – I myślę, że powinniśmy to teraz właśnie przedyskutować, aby uniknąć nieporozumień w przyszłości. Gdyby zechciał pan powiedzieć mi coś więcej o swojej córce...

Wargi Adamsa zacisnęły się w wąską linię.

– Ariana jest moją siostrą, a – nie córką. Ma siedemnaście lat. Jestem rozwiedziony i nie mam własnych dzieci. Myślałem, że agencja przekazała pani te informacje. – Nasi rodzice cztery lata temu zginęli w wypadku. Zderzenie samochodu z pociągiem w Szkocji. Były to ich pierwsze wakacje od momentu urodzin Ariany. Pierwsze i ostatnie.

W jego głosie, dotąd niewzruszenie spokojnym, zabrzmiał głęboki smutek.

– Matka urodziła ją w wieku czterdziestu czterech lat. Ariana jest siedemnaście lat młodsza ode mnie. Gdy była małą dziewczynką, widywałem ją bardzo rzadko, bo przebywałem wtedy poza domem. Studiowałem. Teraz się nią opiekuję. Po śmierci rodziców wróciłem tu, aby w życiu Ariany nie musiały nastąpić dalsze zmiany. – Westchnął i mówił dalej ze stoickim wyrazem twarzy. – Na szczęście moja matka miała zawsze bardzo jednoznaczne zdanie na temat tego, co należy i czego nie należy robić dla dobra Ariany.

Dzięki temu łatwiej mi było przejąć jej rolę i opiekować się siostrą.

– Przykro mi z powodu pańskich rodziców – powiedziała ze szczerym współczuciem Leah. – I bardzo pragnę poznać pana siostrę.

Uśmiechnął się, a Leah zauważyła, jak zwęziły mu się oczy i jak z ich kącików wybiegła siateczka maleńkich zmarszczek. Mark Adams był bardzo atrakcyjnym mężczyzną.

– Ariana jest uroczą dziewczyną. Ma miłe, łagodne usposobienie. Ale w miarę tego, jak rozrasta się moja praktyka adwokacka, mogę spędzać z nią w domu coraz mniej czasu, a pani Bright nie może już bardziej mnie w tym wyręczać. Ma pani świetne świadectwa akademickie – powiedział, przeglądając z wahaniem jej akta personalne – ale czy rzeczywiście jest pani na tyle doświadczona, aby temu podołać?

– Oczywiście, w świadectwach uniwersyteckich nie znajdzie pan wzmianki na temat mojej siostry Mary. Nie znaczy to jednak, że brak mi doświadczenia. W istocie chciałabym przedyskutować z panem pewne sprawy i przedstawić moje poglądy na temat...

– Z tym musimy poczekać do jutra. Za dziesięć minut przychodzi mój klient. – Zniżył głos i powiedział coś, co zabrzmiało jak ostrzeżenie. – Panno Brock, gdyby zamierzała pani wprowadzać jakieś nowe koncepcje wychowawcze, proszę pamiętać o tym, że Ariana jest całkowicie szczęśliwa i zadowolona z życia, jakie w tej chwili prowadzi. Chciałbym być w domu wtedy, gdy pani przybędzie. Czy możemy się umówić o drugiej trzydzieści?

Leah zrozumiała, że audiencja się skończyła. Swoje idee wychowawcze będzie musiała przedstawić później, gdy znajdzie po temu stosowny moment. Skinęła głową i ruszyła w kierunku drzwi.

Na zewnątrz zatarła z radości ręce. Dostała pracę.

Zrobiła następny mały krok w kierunku urzeczywistnienia swych wielkich marzeń.

 

Ty tchórzu – powiedziała do siebie Leah, wpatrując się w mosiężną kołatkę na dębowym kasetonie frontowych drzwi. W istocie, nie tylko drzwi, lecz również cały dom sprawiał imponujące wrażenie. Nawet jak na standardy zamożnej dzielnicy Bethesda. Cały ten pomysł z wynajmowaniem się do pracy jako opiekunka wydał jej się nagle podejrzany. Mogła przecież otworzyć własną agencję bez angażowania się w to wszystko. Niepewnie uniosła kołatkę i pozwoliła jej opaść. Przez wnętrze domu przetoczyło się echo.

W drzwiach pojawił się Mark. Miał na sobie jakiś inny garnitur z ciemnej wełny, nieskazitelnie białą koszulę i ciemnoczerwony krawat – ubiór, który miał podkreślać jego siłę i energię. Zupełnie niepotrzebnie, pomyślała. Mark Adams wydałby się jej tak samo pełen wigoru nawet w łachmanach.

– No proszę! – Uczynił gest w kierunku zapiętego na przegubie rolexa. – Spóźniła się pani!

Zerknęła na swój zegarek. Druga trzydzieści jeden. Minuta po terminie.

Wprowadził ją do środka. Przedpokój okazał się być tak obszerny i okazały, jak go sobie wyobrażała. Wytworna posadzka, z motywem pawich piór na środku, miała kolor burgundzkiego wina.

– Mogę zabrać pani płaszcz?

Operując palcami przy guzikach objęła wzrokiem nieskazitelne wnętrze domu. Każdy szczegół, sprzęt, tkanina świadczyły o bogactwie. Odniosła wrażenie, że w miejscu tym panuje jakiś pedantyczny, niemal bolesny porządek.

W drzwiach na końcu holu ukazała się tęga kobieta. Za jej plecami Leah dostrzegła lśniąco białą kuchnię.

– Przepraszam pana – powiedziała. – Otworzyłabym drzwi, ale musiałam dopilnować ciasta.

– Nic się nie stało. – Uśmiechnął się i na jego policzku pojawił się jakby ślad dołeczka. – Pani Bright, to jest panna Brock. Ariana nie może się jej doczekać.

Leah postanowiła, że nie będzie usprawiedliwiać swego spóźnienia. Gdyby wyjrzał przez okno o drugiej dwadzieścia pięć, zobaczyłby, jak stoi na schodkach i próbuje przekonać samą siebie, że nie ma sensu się denerwować. A okazało się, że powody do zdenerwowania nie były bynajmniej urojone.

Pani Bright odebrała od niej płaszcz. W agencji nakłonili Leah, aby ubrała się w pozbawiony gustu szary mundurek i teraz czuła się w nim głupio i śmiesznie. Wygładziła sukienkę i zerknęła na swego pracodawcę. Przyglądał się jej z wyraźną dezaprobatą. Gdy oczy ich się spotkały, przybrał obojętny wyraz twarzy.

– Chciałbym przedstawić panią Arianie, panno Brock. Proszę, przejdźmy do saloniku.

Mimo że była już połowa maja, w kominku płonął ogień. W wazonach stały świeże kwiaty, a na ścianach wisiała kolekcja oprawionych w misterne ramy miedziorytów. Z niewidocznych głośników płynęła wyciszona, spokojna muzyka, ale uwagę Leah przykuły nie mające z nią nic wspólnego przypadkowe dźwięki fortepianu. W przeciwległym rogu pokoju, odwrócona tyłem, siedziała nastolatka o włosach blond i uderzała bezładnie w klawisze instrumentu.

– Ariano, chciałbym, abyś poznała kogoś, kto właśnie do ciebie przyszedł.

Dziewczyna odwróciła się nagle i wlepiła w nich wzrok. Twarz miała pełną, proste włosy koloru bladego słońca i wyraziste niebieskie oczy o charakterystycznym kształcie migdałów. Wyraz i mimika jej twarzy natychmiast przypomniały Leah Mary. Była klasycznym przypadkiem dziecka z zespołem Downa.

Przez dłuższą chwilę przyglądała się bacznie Leah, przenosząc wzrok kolejno na jej piękne, miękkie, kręcone włosy, kontur twarzy w kształcie serca, roziskrzone zielone oczy, szczupłą figurę pod okropnym uniformem, skromne, wygodne buty. Nagle uśmiechnęła się. Było to tak, jakby pokój wypełnił się światłem. Z nieoczekiwanym wdziękiem dziewczyna wstała i wyciągnąwszy przed siebie dłoń podeszła do Leah.

– To ty będziesz moją nową przyjaciółką?

– Bardzo bym chciała nią zostać. – Leah rzeczywiście z całego serca tego pragnęła, a jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że jej pracodawca bacznie ją obserwuje.

– Umiesz grać w jakieś gry? W warcaby? – Wyrazy wymawiała wyraźnie i poprawnie, robiąc pomiędzy nimi jedynie niewielkie pauzy. – Gram także na fortepianie – obwieściła radośnie, po czym kąciki jej warg opadły do dołu. – Tylko wychodzą mi takie śmieszne dźwięki.

– Może nauczymy się razem jakichś piosenek.

– Naucz mnie teraz! – Leah dała się poprowadzić w kierunku fortepianu, lecz w momencie gdy mijały oszklone drzwi, uwagę Ariany przyciągnął ogród. – Widziałaś moje kwiaty? – Przez małe szybki zaczęła oglądać bujną kompozycję zieleni za oknem.

Leah mogła teraz jej się przyjrzeć. Dziewczyna była nadzwyczajnie zadbana. Jej włosy lśniły jak polerowane złoto, miała starannie wypielęgnowane paznokcie i doskonale uszyte ubranie, wybrane jednak chyba przez kogoś, kto nie miał pojęcia o trendach współczesnej mody. Była najwyraźniej szczęśliwa. Uśmiechała się do kwiatów za oknem, a gdy brat podszedł do niej i położył rękę na ramieniu, jej uśmiech stał się jeszcze bardziej radosny. Leah spostrzegła, jak wargi dziewczynki odwzajemniają uśmiech Adamsa. Odniosła wrażenie, że ci ludzie naprawdę się kochają.

– Czas, żebyś coś przekąsiła, Ariano – zawołała z kuchni pani Bright. Ariana spojrzała na Leah z żalem i zniknęła za zwalistą postacią gospodyni.

– Zostawiła pani otwarty samochód? – Leah, skonsternowana tym, że Mark Adams stoi tak blisko niej, z trudem zdobyła się na kiwnięcie głową. – Przyniosę pani walizki. – Przez chwilę dość natrętnie się jej przyglądał. – Nie chciałbym być niegrzeczny, ale mam nadzieję, że pozbędzie się pani tego munduru. Naprawdę agencja powinna aprobować coś bardziej atrakcyjnego. Proszę się nie obrażać – dodał ruszając w kierunku drzwi – ale naprawdę uważam, że odziewanie tak wartościowej pracowniczki w coś, co wygląda jak jutowy worek, graniczy z przestępstwem.

Skrywając uśmiech zadowolenia, bez pośpiechu podeszła do pokrytej brokatem kanapki, usiadła na niej i zaczęła przeglądać wręczony jej poprzednio „Rozkład dnia Ariany”. Z pedantyczną precyzją, kwadrans po kwadransie rozplanowany był w nim cały dzień: posiłki, odpoczynek, nawet czas na „gry i zabawy edukacyjne”. Leah nie widziała czegoś podobnego nigdy w życiu. Na kartce papieru zaprojektowane zostało całe życie dziewczyny.. Jednego w nim tylko brakowało. Czasu na radość.

Leah wychowała się w otoczeniu, w którym panowała spontaniczność i swoboda, tu natomiast życie rodzinne oparte było najwyraźniej na zasadach wojskowej dyscypliny. Nic dziwnego, że Ariana z takim entuzjazmem wystukiwała swoje melodyjki na klawiszach fortepianu. Każda odmiana sprawiała jej przyjemność. Leah nie bardzo potrafiła sobie wyobrazić dzieciństwo w tym wielkim, milczącym domu.

– Panno Brock! – Pani Bright stała w drzwiach nerwowo zacierając dłonie. – Pan Mark zaniósł pani walizki na górę. Musi teraz gdzieś zadzwonić. Ariana ogląda program telewizyjny. Może pokazałabym pani pokój? Pan Mark nie lubi, aby Ariana pozostawała dłużej sama.

Leah rzuciła okiem na „rozkład dnia”. No właśnie: „od trzeciej do trzeciej trzydzieści – telewizja pod nadzorem”.

Kręconymi schodami gospodyni zaprowadziła ją na eleganckie piętro. Jej pokój okazał się bardzo kobiecy i wytworny. Wystrój wnętrza utrzymany był w kolorze kości słoniowej z niewielkim dodatkiem zieleni, co bardzo odpowiadało jej gustowi.

– Jakże tu pięknie! – Leah zwróciła się z roziskrzonymi z radości oczami ku gospodyni. – Chciałabym, żeby moja koleżanka Christine mogła to zobaczyć. Mieszkałyśmy razem i teraz została sama. Na pewno by mi zazdrościła. Prześliczny pokój!

– To prawda. Pani Adams przebudowała dom cztery lata temu, tuż przed... – Nie była w stanie dokończyć. – Ojej – westchnęła.

– To musiała być straszna tragedia – powiedziała ze współczuciem Leah.

– Myślałam, że pan Mark ze zmartwienia i smutku postrada zmysły. Zakładając kancelarię, pracował dzień i noc. I nagle zginęli jego rodzice i musiał się zaopiekować Arianą. – Pani Bright smutnie pokiwała głową, stawiając walizkę na podłodze. – Na szczęście matka ściśle uregulowała wszystko, co dotyczyło opieki nad Arianą i pan Mark nie musiał sam podejmować żadnych nowych decyzji. Doktor Carmichael był lekarzem Ariany od jej urodzenia i też okazał się bardzo pomocny. Robiliśmy wszystko, by wychowywać ją tak, jakby wychowywali ją rodzice.

W tym momencie pani Bright zwekslowała rozmowę na swój najwyraźniej ulubiony temat.

– Pan Mark to cudowny człowiek, gdyby pani mnie o to pytała. Co za inteligencja! Widziała pani miedzioryty w salonie? Zrobił je sam w czasie studiów.

Podróżował po całej Europie. Interesował się archeologią. I jeździ konno, to znaczy jeździł, bo przez ostatnie lata o tym nie słyszałam. Pochwalnej litanii nie było końca.

– Każda kobieta chciałaby mieć takiego syna. Jego matka byłaby z niego dumna. Dżentelmen w każdym calu. I, oczywiście, jest bardzo metodyczny, drobiazgowy i skrupulatny. – Nastroszyła się jak kwoka. – Skrupulatny, to widać we wszystkim, co robi.

– Tak, zapewne – powiedziała z powątpiewaniem Leah. Kto kiedykolwiek słyszał o czymś tak niesłychanym jak „oglądanie telewizji pod nadzorem” przez siedemnastolatkę? Jeśli nic innego nie uda jej się zrobić dla Ariany, to przynajmniej nauczy ją trochę starej, poczciwej, opartej na zawołaniu „śmiej się, aż cię będą bolały boki”, radości. Dokładnie takiej, jaką sama pamiętała z dzieciństwa.

– Lepiej, żebym wróciła już do Ariany – powiedziała pani Bright. – A pani się przez ten czas rozpakuje. Pan Mark jest w swoim gabinecie. Pani obowiązki omówi z panią później.

A więc został w domu, żeby mnie obserwować, pomyślała z niepokojem Leah, czując się jak owad pod mikroskopem. Intuicyjnie wiedziała, że jej podejście do opieki nad Arianą nie zostanie przez niego zaakceptowane. I to ją martwiło.

Zrzuciła z nóg zalecane przez agencję regulaminowe buty i palcami stóp badała miękkość grubego, wełnianego dywanu. Otworzyła drzwi bieliźniarki, która zajmowała zabudowaną wnękę, niewiele mniejszą od sypialni w jej mieszkaniu. Wypróbowała sprężystość łóżka i wyciągnęła się na nim wygodnie. Jeśli wszystkie opiekunki z mojej przyszłej agencji dostaną takie pokoje – zamruczała pod nosem – to interes rozkwitnie od pierwszego dnia.

Chociaż zapotrzebowanie na opiekę nad dziećmi specjalnej troski było bardzo duże, znalezienie wykwalifikowanych piastunek-nauczycielek, pielęgniarek lub innych osób specjalnie wyszkolonych było zadaniem nader trudnym. Na szczęście Leah wiedziała już, jak przeprowadzić kampanię rekrutacyjną. Także inne sprawy, takie jak miejsce na biuro, sposób zbierania i odpowiadania na oferty, a nawet pierwsza runda kampanii reklamowej – wszystko było już w zasadzie zaaranżowane.

Udało jej się wynaleźć idealną lokalizację w budynku, w którym znajdowały się gabinety pediatrów i dentystów dziecięcych. Poprzednio był tam magazyn wykorzystywany przez portiera i po odpowiedniej adaptacji, która miała polegać głównie na zrobieniu oszklonego wejścia z frontu, agencja miałaby tam swoje biuro. Koszt przebudowy stanowił część umowy najmu.

Właściciele budynku umieścili jednak tę niewielką przebudowę na szarym końcu swych planów inwestycyjnych. Leah było to na rękę. Uważała, że nie ma powodu, by rozpoczynać rekrutację aplikantek wcześniej, niż sama nie zdobędzie solidnego doświadczenia.

Wstała, by rozpakować walizkę i w tym momencie przypomniała sobie, że Adamsowi nie spodobał się zalecany przez agencję służbowy strój. Z radością rozpięła guziki i pozwoliła sukience opaść i owinąć się wokół szczupłych kostek. Jeżeli ta zgrzebna szarość okazała się nie być stosowna dla niani, to co mogłoby być bardziej odpowiednie? Z żalem pomyślała o swoich ulubionych wytartych dżinsach i za dużym swetrze, lecz w końcu zdecydowała się założyć bluzkę w kolorze brzoskwiniowym i spódniczkę w kwiaty.

Niespiesznie poukładała swoje ubrania i zeszła na dół. Zajrzała do pokoju telewizyjnego i zobaczyła Arianę całkowicie pochłoniętą oglądaniem jakiegoś edukacyjnego wideofilmu. Pani Bright krzątała się po kuchni doglądając jednocześnie Ariany i ciasta, które właśnie stygło.

Przechodząc koło gabinetu, zajrzała do środka. Mark Adams siedział przy biurku, a za nim, od podłogi do sufitu, piętrzyły się półki pełne książek. Niesforny kosmyk włosów spadał mu na oczy. Czuł się najwyraźniej w swoim żywiole, wśród oprawnych w skórę książek i ciemnowiśniowych draperii. Podniósł głowę znad papierów i uśmiechnął się. Leah pośpieszyła do kuchni.

– Już? Tak szybko się pani uwinęła? – Pani Bright szpatułką do ciasta wskazała Leah barowy stołek.

– Nie wzięłam ze sobą dużo ubrań. Jakoś mnie przekonali, że będę nosiła mundurek.

– Panu Markowi nie bardzo się on spodobał – zachichotała pani Bright. – Założę się, że tak było.

No i słusznie, jest pani taka ładna...

– Rzeczywiście, człowiek się źle czuje w takim stroju. A właśnie, czy Ariana ma jakieś ubrania do zabawy? Dżinsy, czy coś w tym rodzaju?

– Po co? Kiedy by ich używała? Gra w jakieś gry pod nadzorem, ale naprawdę to ona się nie bawi...

– A jakieś spacery w parku, wycieczki?

– Jej matce bardzo zależało, żeby zawsze była ubrana przyzwoicie – powiedziała z naciskiem pani Bright. – Nie było mowy o dżinsach.

– Pan Adams przejął to wszystko dokładnie tak. jak matka zostawiła?

– A co miał zrobić? Był już w Harvardzie, kiedy ona się urodziła. Zanim zaczął pracować jako adwokat, musiał zrobić magisterium i doktorat z prawa. Z Ariana widywał się rzadko, podczas świąt, aż do czasu, kiedy jego rodzice... – Pani Bright bezradnie rozłożyła ręce. – Powiem tylko, że bardzo się cieszę z pani przybycia. Ariana potrzebuje kogoś prócz mnie w tym wielkim, starym domu. Bardzo ją kocham – pokręciła głową – ale nie jestem już taka młoda jak kiedyś. A pan Mark jest taki zajęty. I stara się wszystko robić dokładnie tak samo, jak jego rodzice.

– Zmieszana zawahała się. – Po co ja to wszystko mówię?! Nigdy nie widziałam dziecka, którym tak dobrze by się opiekowano.

– A może aż za dobrze? – łagodnie spytała Leah.

– Może za dużo w tym wszystkim rygoru?

– Już to pani zdążyła zauważyć? – Gospodyni wyraźnie się rozluźniła.

– Mam tutaj rozkład jej zajęć. – Leah palcami stuknęła w kieszeń naszytą na spódnicy. – I także listę lekarzy, dentystów i dietetyków.

– To wszystko ustaliła pani Adams, gdy jeszcze żyła. I pan Mark ani na jotę od tego nie odstępuje. Gdy zaczęłam tu pracować, Ariana miała pięć lat. Przez cały ten czas chowają to dziecko jak kwiatek w cieplarni, a nie jak taką stokroteczkę, co to sobie rośnie raz na słońcu, a raz na deszczu.

Leah podparła brodę dłońmi i przyglądała się z sympatią gospodyni.

– Zaskoczyło ich przyjście na świat tego dziecka?

– Jakby pani przy tym była! – przytaknęła skwapliwie pani Bright.

– Starsi rodzice często się bardziej denerwują i lękają o dzieci – zauważyła Leah.

– No tak, a dla pana Marka, który własnych dzieci nie ma, jedynym wzorem byli rodzice. Tylko niech mnie pani źle nie zrozumie. – Pani Bright zaczerwieniła się. – To bardzo dobry człowiek. Naprawdę. Nie chcę, by pani pomyślała, że jestem nielojalna.

Leah przypomniała sobie, że Mark Adams był rozwiedziony. Sam jej o tym powiedział. Z jakiego powodu? Czy może chodziło o dzieci?

– Pani Bright, gdzie jest... – Mark otworzył wahadłowe drzwi do kuchni. – Och, przepraszam. – Stropił się ujrzawszy Leah.

Ciszę, jaka potem nastąpiła, przerwał dźwięk dzwonka.

– Ariana ma teraz czas wolny na patio – wyjaśniła pani Bright.

– A może bym się nią zajęła? – zaproponowała Leah, zastanawiając się, co to za „czas wolny”, jeśli trzeba go spędzać w wyznaczonym miejscu.

Usłyszała za sobą ciężkie kroki Adamsa.

– Nie ma pan do mnie zaufania, panie Adams?

– Nie wiem jeszcze – odpowiedział. – Ale niezależnie od tego. proponuję, żebyśmy mówili sobie po imieniu.

W drzwiach spotkali Arianę.

– Będziesz mnie teraz uczyć grać na fortepianie?

– Oczywiście. Chyba że wolisz pokazać mi kwiaty.

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl