78. Miernicki Sebastian - Pan Samochodzik Tom 78 Przesyłka z Petersburga, 78. Miernicki Sebastian - Pan Samochodzik ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

              Sebastian Miernicki

              PAN SAMOCHODZIK

              I PRZESYŁKA Z

              PETERSBURGA

              78

              WSTĘP

              Tadeusz był kilka lat starszy od Mariana i to on zaraził młodego artystę i poszukiwacza

              skarbów pomysłem tej akcji. Musieli tylko czekać na odpowiedni moment, żeby zemścić się na

              znienawidzonym kraju. Musieli zacisnąć zęby, by żyć w nim, udając przyjazne nastawienie do jego

              mieszkańców.

              W Paryżu Marian poznał pewnego wysoko postawionego urzędnika rosyjskiego. Było to na

              bulwarze nad Sekwaną, blisko katedry Notre Damę.

              - Pan maluje jak Siemiradzki - powiedział urzędnik oglądając obrazy Mariana. - Może

              chciałby pan namalować kilka rzeczy na zamówienie carskiego dworu?

              W pierwszej chwili Marian chciał odmówić, ale po chwili zreflektował się. To była szansa na

              zbliżenie się do znienawidzonego człowieka, symbolu państwa, które skrzywdziło jego ojca. Młody

              malarz zgodził się. Wieczorem w kawiarni opowiedział Tadeuszowi o tym spotkaniu.

              - Musisz być jak Konrad Wallenrod, niczym wilk w owczej skórze - powiedział Tadeusz.

              Kiedy rozmawiali o Rosjaninie, Tadeusz myślał, czyjego młody przyjaciel będzie w stanie w

              odpowiednim momencie położyć swoje życie na szali. Konspirator, znany w pewnych kręgach jako

              „Amicus", uznał, że dość już przelewano polskiej krwi i nadszedł czas, żeby to zaborcy płacili

              najwyższą cenę za swoje zbrodnie. Przyszedł mu do głowy pewien szalony pomysł.

              Po kilku dniach, w tym samym miejscu Rosjanin odnalazł Mariana. Dał mu zaliczkę i podał

              adres uzdrowiska na terenie Prus, w którym miał przebywać przez jakiś czas. Marian dniami i

              nocami wykonywał zamówienie dopingowany przez Tadeusza. W końcu Marian pojechał we

              wskazane miejsce, lecz jak mu powiedziano w sanatorium, Rosjanie już wyjechali. Przy okazji

              wizyty w górskiej miejscowości Marian i Tadeusz wyszli na spacer w góry. Uznali, że w tej okolicy

              zrealizuj ą swój plan.

              Następnie Marian pojechał do Petersburga. Odnalazł tam urzędnika, oddał mu obrazy, odebrał

              resztę honorarium, a przy okazji poznał wiele osób z dworu carskiego. Stawał się częstym gościem

              na petersburskich salonach, a pomagała mu hrabina K., polskiego pochodzenia, tancerka i

              śpiewaczka, która dzięki swemu urokowi znała wiele tajemnic ludzi z otoczenia cara. Utrzymywała

              też dziwne, jak na jej status i tytuł, kontakty z Polakami, studentami, robotnikami. Poznała także

              Tadeusza, który odwiedził przyjaciela w Petersburgu, w jego pracowni, gdzie malował kolejne

              zamówione obrazy. Wtedy podzielili się obowiązkami. Tadeusz wziął na siebie ciężar organizacji

              zaopatrzenia i ludzi, a Marian miał dać znak, kiedy uderzą. Tadeusz musiał też uzgodnić plan z

              dwoma innymi ludźmi.

              Wiosną, w Zakopanem, w jednym z pensjonatów spotkał się wieczorem z „towarzyszem

              Wiktorem", jak nazywali go współpracownicy.

              - Czy możemy zostać sami? - poprosił Tadeusz.

              Przyjaciele Wiktora spojrzeli po sobie niespokojnie. Cały czas obawiano się prowokacji.

              Jednak Wiktor na widok zmieszania kolegów tylko uśmiechnął się pod kruczoczarnym wąsem.

              - Możemy - skinął głową. - Znam Amikusa.

              Zostali sami, przy małym stoliku, siedząc w wygodnych fotelach. Wiktor nalał gościowi wina,

              poczęstował go papierosem. Cierpliwie słuchał opisu planu. Zgłosił tylko jedną uwagę.

              *To musi być tuż przed wybuchem wojny, kiedy ja będę zbierał wojsko - powiedział.

              *Tak będzie - obiecał Tadeusz.

              Od Mariana wiedział, jakie są nastroje na dworze i słyszał pogłoskę, że gdyby miało dojść do

              wojny, to najważniejszy człowiek w znienawidzonym kraju pojedzie pociągiem, by ratować pokój.

              1

              *Broń macie? - pytał Wiktor.

              *Mamy już kupioną i składowaną w pewnym miejscu - zapewniał Tadeusz.

              Osobiście dokonywał zakupu broni w niemieckich fabrykach. Przedstawił się jako człowiek

              szykujący wyprawę statkiem wzdłuż wybrzeży Afryki i uzbrojenie było potrzebne do obrony przed

              piratami.

              *Potrzeba ci dobrych ludzi? - wypytywał Wiktor.

              -Mam.

              *Zaufanych?

              -Najemnicy.

              *Mamy się wyręczać bandytami?

              *Pracują dla pieniędzy i zależy im na zarobku oraz wyjściu cało z zamieszania. Ideowcy

              baczą też na sławę, może zabraknąć im zimnej krwi. Dla ideowców założyliśmy organizację

              „Gniew Nieustraszonych". Należy do niej kilku studentów i robotników. To zasłona dymna, którą

              próbuje rozpracować carska policja.

              *Niech i tak będzie - Wiktor kiwnął głową. - Z pieniędzy się rozliczyłeś?

              *Kupiłem za nie konie.

              *Bardzo dobrze - Wiktor zadowolony pokiwał głową. - Zróbcie to, niech potem jątrzy się i

              fermentuje. Niech Polacy zrozumieją, że car nigdy nie dotrzymuje obietnicy i niech powstaną, a ja

              do nich się przyłączę.

              Następnego dnia Tadeusz pojechał bryczką do Poronina, gdzie spotkał się z pewnym

              Rosjaninem. On miał pomóc w nawiązaniu kontaktu z siatką konspiratorów na kolei. Zgodził się na

              współpracę, bo pamiętał, że Tadeusz i Marian szczodrze obdarowali jego organizację.

              Tadeusz czekał w Wilnie na wiadomość. Zamach w Sarajewie zatrząsł ówczesnym światem.

              Dwa tygodnie później do Mariana w jego pracowni przyszedł Rosjanin, sądząc po ubraniu robotnik.

              *Gniew jest straszną bronią - gość podał hasło.

              *Mądrze używają jej tylko nieustraszeni - odpowiedział Marian.

              *Towarzysz Alaska? - uśmiechnął się Rosjanin.

              - Towarzysz Ogień? Pański przyjaciel mieszkający obecnie w Poroninie uprzedzał, że

              przyjdziecie.

              - Przesyłka wyjeżdża z Petersburga za trzy dni. Pociąg będzie jechał do Wiednia.

              Jeszcze tego samego dnia wieczorem Marian wysłał telegram do Tadeusza, a potem udał się

              do hrabiny. Kiedy Tadeusz odczytał wiadomość od przyjaciela, natychmiast powiadomił swoich

              ludzi, sprawdził na jednym z dworców, czy wszystko jest już przygotowane. Potem pozostało mu

              tylko czekać na drugi telegram. Kilka godzin po tym jak Tadeusz otrzymał depeszę o treści

              „Przesyłka z Petersburga w drodze", czekał na dworcu w Wilnie, by wsiąść do pociągu specjalnego.

              Z Marianem zajmowali miejsca w przedziale dla licznej świty.

              - Wiesz, że ON nie jedzie z nami? - Marian zagadnął Tadeusza, kiedy tylko pociąg ruszył z

              wileńskiego dworca.

              *A kto jedzie? - zaniepokoił się Tadeusz.

              Marian nachylił się do ucha przyjaciela.

              *Trudno, też dobrze - mruknął Tadeusz.

              Podróż minęła spokojnie. Po przesiadce w Warszawie pociąg zatrzymał się w Skierniewicach.

              Pasażerowie wyszli na peron. Maszynista puścił parę. Tadeusz na kilka chwil zniknął w tej mgle.

              Kiedy Marian znowu zobaczył przyjaciela, ten rozmawiał z maszynistą.

              2

              W Skierniewicach ci, którzy nie mogli liczyć na zaproszenie do wagonu restauracyjnego,

              zjedli obiad na dworcu i pociąg pomknął na południe.

              Wieczorem wszyscy patrzyli przez okna na zbocza gór widoczne w oddali. Tadeusz zaprosił

              Mariana na korytarz, gdzie dyskretnie przekazał mu rewolwer. Plan mieli omówiony od dawna,

              więc wszystko robili bez słów. Przeszli na podest za czwartym wagonem, licząc od lokomotywy.

              Tadeusz pilnował drzwi, a Marian pochylił się między bufory, żeby odłączyć tylne wagony. Wtedy

              wyszedł do nich oficer carskiej policji. Zobaczył broń w ręku Tadeusza, otworzył usta, żeby

              krzyknąć, ale konspirator zepchnął go na trawę obok torów.

              Wychylił się, żeby zobaczyć, czy są daleko od miejsca akcji. W oddali widział podłużny pas

              lasu nad rzeką. Obejrzał się, co robi Marian i zobaczył, że tylne wagony wciąż jeszcze suną po

              torach, ale powoli zostają w tyle.

              Po chwili lokomotywa wjeżdżała już na drewniany most nad rzeką. Przed nią, na drugim

              brzegu, w nasypie wyleciał w powietrze niewielki przepust w nasypie kolejowym. Maszynista

              uruchomił hamulec. W czterech wagonach, pocztowym, bagażowym, sypialnym i salonce,

              pasażerowie powpadali na siebie. Tadeusz i Marian z bronią w ręku wtargnęli do salonki. Ich cel tu

              był i w niego wymierzyli rewolwery.

              - Nie ruszać się, bo będziemy strzelać! - krzyczał Tadeusz.

              Człowiek, który w telegramie Mariana został określony jako „Przesyłka z Petersburga" wstał

              z fotela.

              - O co chodzi?! - pytał zdumiony. - Kim jesteście i jak śmiecie?!

              Pociąg zatrzymał się. Wtedy za nim wyleciał w powietrze most na rzece. Krótki skład stał

              osamotniony na nasypie, nie mogąc ruszyć w przód ani w tył. Byli na pustkowiu, gdzie w pobliżu

              nie było żadnych zabudowań. Do pociągu podbiegli ludzie ubrani w szare ubrania. Byli uzbrojeni.

              Tadeusz kazał wyjść wszystkim pasażerom oprócz tego najważniejszego na nasyp kolejowy.

              Były tam kobiety, dwoje dzieci i czwórka oficerów.

              - Panowie! - przemówił Tadeusz. - Mamy proste żądania i tylko ich spełnienie doprowadzi do

              uwolnienia zakładników. Proszę panów oficerów, aby wybrali spośród siebie jednego, który

              odprowadzi panie i dzieci do najbliższej wsi - wskazał na północ.

              Po kilku minutach trzech oficerów wróciło do pociągu, a uwolnieni zakładnicy pomaszerowali

              drogą. Mężczyźni, którzy dołączyli do Mariana i Tadeusza, rozmawiali między sobą po francusku.

              Byli przedstawicielami różnych nacji, lecz łączyły ich dwie rzeczy: wcześniej służyli w legii

              cudzoziemskiej i słuchali tylko Tadeusza.

              Mieli pistolety i karabiny Mausera i dwa ciężkie karabiny maszynowe Maxim. Ustawili je na

              dachach wagonów. Jeden bojownik pilnował oficerów. Tadeusz i Marian zamknęli się z pasażerem

              salonki i długo z nim rozmawiali.

              W nocy pojawili się żandarmi austriaccy, ale kilka serii z karabinów wystarczyło, żeby

              uciekli. Nazajutrz teren otoczyli kozacy.

              *Nigdy wam się to nie uda - powiedział mężczyzna patrząc na szeregi swoich podwładnych

              otaczających pociąg.

              *Nie będą atakować ze względu na pana - odparł Tadeusz.

              *Czasami mam wrażenie, że mój kraj zwariował i rządzi nim jakiś natchniony szaleniec bez

              tytułu do tego, a ten kto mieni się władcą, jest idealistą wierzącym w pokój.

              Do wieczora trwały negocjacje, w których uczestniczyli Tadeusz i Marian. Wysyłano

              telegramy do Petersburga. Dziesiąty uczestnik spisku, a był to towarzysz Ogień, w pewnym

              momencie przyszedł do salonki, gdzie był Tadeusz.

              3

              *Gdzie moja zapłata? - pytał Ogień. - Oni zaraz zaatakują, a obiecaliście...

              *Bierz co chcesz - Tadeusz wskazał na wnętrze wagonu. Spiskowiec przeszedł do sypialni i

              wrócił z niej ze szkatułką w dłoni.

              Potem wyjął pistolet i wycelował go w Tadeusza, lecz ten był szybszy i strzelił w zdrajcę

              trafiając go w klatkę piersiową.

              *Co się stało? - zaniepokoił się Marian wybiegając z sypialni, gdzie pilnował jeńca.

              *Wiedziałem, że nas zdradzą - Tadeusz pochylił się nad rannym i zabrał mu szkatułkę.

              *Kto nas zdradził? - dziwił się Marian. - On? Bolszewicy?

              *Nie zależy im na nas, tylko na destabilizacji sytuacji w... - nie dokończył, bo ten jeden strzał

              zapoczątkował szereg nieszczęśliwych wydarzeń.

              Jeniec pozostawiony sam w salonce uciekł przez okno. Kozacy słysząc strzał w wagonie

              ruszyli do ataku. Serie z karabinów maszynowych nie mogły powstrzymać kawalerii. Amunicyjny z

              obsługi umieszczonej na pierwszym z wagonów został ranny w ramię i brzuch. Spadł na zbocze

              torowiska, gdzie później zakłuto go lancami. Celowniczy jeszcze jakiś czas prowadził ogień, aż

              jeden z kozaków podjechał pod sam pociąg i z bliska wypalił do najemnika z rewolweru.

              Tadeusz i Marian strzelali, podobnie jak jeszcze trzech, z okien salonki. Kiedy atakujący

              szaloną szarżą rzucili się na pociąg, zginęło jeszcze trzech bojowników, Marian został draśnięty

              odłamkami szkła. Celowniczy drugiego karabinu padł martwy od strzału z karabinka. Tadeusz i

              Marian wybiegli z pociągu.

              - Amikus! - krzyczał cekaemista. - Uciekaj, byłem ci to winien!

              Nikt nigdy nie dowiedział się, że ten młody rzezimieszek z Marsylii spłacił swój dług wobec

              Tadeusza za uratowanie życia podczas jednej z potyczek z Arabami. Maxim terkotał jeszcze chwilę,

              na tyle długo jednak, by Tadeusz i Marian w zamieszaniu wskoczyli do rzeki i dostali się na drugi

              brzeg. Uciekali pieszo, bo konie były w wiosce, na tym samym brzegu co pociąg. Rozdzielili się.

              Marian wziął jedną z kopii dokumentu i poszedł do wioski, gdzie Tadeusz wcześniej wykupił

              kwatery. Tadeusz uciekał dalej, do Krakowa.

              Po kilku dniach Marian przedostał się przez granicę, gdzie miał rozpowszechnić pismo. Został

              aresztowany przez żandarmerię. Przesłuchujący go znaleźli przy nim kopie dokumentu i przesłali je

              do stolicy. Stamtąd przyszedł wyraźny rozkaz. W ciągu kilku godzin Marian nie żył. Strażnikom

              powiedziano, że zmarł od ran odniesionych w trakcie aresztowania, ale ciało spiskowca wywieziono

              i pochowano w nieznanym miejscu.

              Tadeusz, kiedy dowiedział się o śmierci przyjaciela, zrobił co mógł, żeby zachować pamięć o

              tym, czego dokonali. Dwadzieścia lat później spotkał dziesiątego spiskowca, tego zdrajcę.

              Uhonorowany za uratowanie życia członkowi rodziny panującej, po rewolucji bolszewickiej nie

              mógł wrócić do dawnych towarzyszy, a na emigracji żył w biedzie. Jego straszliwe rozgoryczenie i

              chciwość, żal utraconego skarbu spowodowały, że myślał tylko o zemście.

              4

              ROZDZIAŁ PIERWSZY

              SPOTKANIE Z ANDRZEJEM • OPIEKA NAD CÓRKĄ PRZYJACIELA • NOCNA

              WIZYTA PANA TOMASZA • ODWIEDZINY W SULEJÓWKU • TAJEMNICZY

              WŁAMANIE DO DWORKU • ORGANIZACJA „GNIEW NIEUSTRASZONYCH"

              Kiedy tylko zobaczyłem Andrzeja z gigantycznym, płóciennym workiem na plecach, zaraz

              przypomniałem sobie te chwile, gdy we dwóch wisieliśmy uczepieni występów skalnych w

              Sokolikach niedaleko Jeleniej Góry. Andrzej był średniego wzrostu, bardzo szczupły, żylasty. Miał

              krótko przystrzyżone włosy przyprószone siwizną. Był o kilkanaście lat starszy ode mnie.

              Poznaliśmy się, kiedy służyłem w wojsku i on prowadził u nas szkolenie wspinaczkowe. Po

              zakończeniu służby jeszcze kilka razy wybraliśmy się na wspólne wspinaczki. Każdy kochający

              wspinaczkę miał w nim idealnego partnera, takiego, z którym można było pogadać na dowolny

              temat, i na którym można było polegać nawet w największych opałach. Mogłem z dumą

              powiedzieć, że Andrzej jest moim przyjacielem. Spotykaliśmy się w Warszawie, najczęściej w

              klubie wysokogórskim. Teraz natknąłem się na niego przed Pałacem Kultury i Nauki.

              *Cześć, Paweł! - zagrzmiał tubalnym głosem, tak niepasującym do jego niepozornej postury.

              - Nadal bawisz się w detektywa?

              *Tak - odpowiedziałem Andrzejowi ściskając go serdecznie. - Od jutra idę na urlop -dodałem

              pełen szczęścia, że w końcu odpocznę.

              *Jakie masz plany?

              *Wolne dostałem dość niespodziewanie. To zaległe kilka dni, może nawet sprzed dwóch lat

              -żartowałem. - Jeszcze nie mam żadnych planów.

              ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl