786. Harbison Elizabeth - Powrót księżniczki, 0701-0800

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Elizabeth
Harbison
Powrót
księżniczki
tytuł oryginału:
The Secret Princess
0
PROLOG
Dwadzieścia pięć lat temu
– Musimy uciekać, już zaraz. Nie możemy tu zostać ani chwili dłużej.
Obie z Amelią macie prawo do tronu. Dlatego grozi wam śmiertelnie
niebezpieczeństwo.
Księżna Lily popatrzyła na męża. Miała nadzieję, że z jej oczu nie
wyczyta paraliżującego ją lęku.
– Wiem – wyszeptała. – Nie chcę opuszczać mojego kraju, ale... – Łzy
zapiekły pod powiekami. – Wiem, że nie mamy innego wyjścia. Tata ma
przyjaciół w Waszyngtonie, u nich znajdziemy schronienie. Tam będziemy
bezpieczni, póki nie stworzymy sobie nowego domu – dokończyła mężnie,
choć w głębi duszy wiedziała, że nigdzie poza Lufthanią nie będzie czuła się
u siebie.
George nakrył jej dłoń swoją dłonią.
– Jeszcze będziesz szczęśliwa. Przyrzekam ci. Lily uśmiechnęła się
blado.
– Jeśli tylko będę z tobą...
Skinął głową, choć po jego oczach widziała, że też dręczy go
niepewność.
– Zaczniemy nowe życie. Zmienimy nazwisko. Wymyślimy sobie
wszystko od początku do końca. Komu się trafia taka szansa?
Oboje znali odpowiedź – przede wszystkim tym, których życie jest
zagrożone.
– Chyba powinniśmy dziękować losowi – rzekła, jednak w jej głosie
nie było przekonania. Tata zginaj z rąk zbuntowanych żołnierzy. Wprawdzie
major Maxim obiecał, że oszczędzi księżnę i pozwoli jej osiąść w wiejskiej
1
rezydencji od lat należącej do rodziny, jednak doskonale wiedziała, że w
najlepszym wypadku będzie to oznaczało areszt domowy. I stałe zagrożenie.
Nie mają wyjścia. Muszą uciekać z kraju, póki trwa pucz. Gdy major
całkowicie przejmie kontrolę nad lotniskiem, droga ucieczki zostanie
odcięta. – Jestem pewna, że ludzie nie pogodzą się z faktami. Będą
przeciwni nowym władzom. Nawet się nie obejrzymy, jak wrócimy do
naszej ojczyzny.
George popatrzył na żonę z powagą.
– Przygotuj się na to, że być może nigdy tu nie wrócimy.
– Wiem.
Tata już wcześniej to powiedział. Dając jej pierścień z olbrzymim
brylantem, wymógł obietnicę, że córka wyjedzie z Lufthanii i osiądzie w
bezpiecznym miejscu. Pieniądze za pierścień miały pomóc przeżyć pierwsze
chwile na obczyźnie.
– Tato – błagała. – Jedź z nami, proszę.
– Nie mogę, moja maleńka. – Przygarnął ją do siebie, przytulił mocno
do piersi. – Muszę pozostać na miejscu. Nie mogę zostawić mojego kraju,
zawieść moich poddanych. To mój obowiązek. Jeśli będzie trzeba, oddam
życie w imię Lufthanii i mojego ludu. – Gestem uciszył niemy protest córki.
– Przed tobą jest inne zadanie. Musisz znaleźć bezpieczne schronienie,
zapewnić bezpieczeństwo mojej wnuczce. Nadejdzie dzień, że powrócicie
na tron. Póki to nie nastąpi, musisz zrobić wszystko, by wrogowie nie
wpadli na wasz ślad. Jako prawowite następczynie tronu stanowicie dla nich
zagrożenie.
Mówił, jakby przeczuwał, że jego koniec jest blisko. Może to wiedział.
Słowa ojca jeszcze teraz brzmiały jej w uszach. Popatrzyła na męża.
2
– Jestem pewna, że kiedyś tu wrócimy. George spojrzał jej w oczy,
uśmiechnął się.
– Moja słodka idealistka. To dlatego tak cię kocham.
– Ja też cię kocham. Bardziej, niż potrafię wyrazić. Malutka
księżniczka Amelia poruszyła się w kołysce. Za
dwa i pół miesiąca skończy trzy latka. Do tego czasu jej
dotychczasowy świat dramatycznie się zmieni. Nie będzie dłużej spać w tej
bladożółtej kołysce, która niegdyś służyła jej mamie i babci. Już nigdy przed
śniadaniem nie pobiegnie prosto w ramiona uszczęśliwionego dziadka. Nie
będzie mieć przed sobą jasno wytyczonej, wyznaczonej zwyczajem i
tradycją przyszłości, ukochanego domu, poczucia stałości i bezpieczeństwa.
I już nie będzie księżniczką.
3
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Amy Scott wstała zza biurka, podeszła do wejścia i przekręciła
wywieszkę na drzwiach. Robi się późno, pora zamykać. O tej porze roku do
jej księgarni podróżniczej mało kto zagląda. Mieszkańcy Dentytown,
niewielkiego miasteczka w Marylandzie, siedzą u siebie w domach.
Większość kontaktów odbywa się przez Internet.
– Myślisz, że spadnie śnieg? – Mara Hyatt, jej pomocnica, podeszła do
okna i zatrzymała się obok Amy.
– Mam nadzieję – odrzekła, śledząc wzrokiem wirujące w powietrzu
delikatne białe płatki. Widok śniegu zawsze przynosił jej ukojenie.
Gwałtowny powiew wiatru uderzył o szklane drzwi, wzbijając biały
tuman. Amy cofnęła się w popłochu. Dzieje się coś dziwnego, coś jest w
powietrzu. Czuła to. Miała niejasne wrażenie, że ten wiatr niesie ze sobą
jakieś zmiany.
– Zapakowałaś to ostatnie zamówienie? – zapytała, by zająć myśli
czymś innym. – No wiesz, te książki na temat safari.
– Są tutaj, gotowe. – Mara wskazała ręką na stos starannie
zapakowanych przesyłek. – Może ja poczekam na kuriera? To żaden
kłopot...
Amy zbyła ją machnięciem dłoni.
– Nie, dzięki, zmykaj do domu. Ja zostanę, i tak mam coś do zrobienia.
Naciesz się śniegiem. Idź na saneczki.
– No dobrze. – Mara sięgnęła po płaszcz, zawiązała szalik. – Jakby co,
to śmiało do mnie dzwoń.
Amy uśmiechnęła się na pożegnanie.
– Jasne.
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl