7968, Big Pack Books txt, 5001-10000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ljuben Dilov        Punkt Langrange'a   Zbliżały się uroczystoci z okazji dziesištej rocznicy założenia pierwszego miasta poza Ziemiš. Miały to być uroczystoci państwowe, bo imponujšcy eksperyment potwierdził oczekiwania w jak najwspanialszy sposób.   Zbyt ciasna jak stare ubranie Ziemia pękała w szwach od ludzkich ciał. Dwanacie miliardów ust ledwo łapało oddech w cisku, a prawdziwa kolonizacja innych planet pozostawała i utopiš. Panujšce na nich surowe warunki wymagały całych wieków pionierskiej pracy i nieprzebranych rodków - trudnych do zgromadzenia, bo nowe miliardy ludzi rodziły się, majšc również prawo do dobrego życia. Pewne stare obliczenie udowodniło, że sto razy szybciej i taniej byłoby zasiedlić przestrzeń międzyplanetarnš. Nie było w niej przedziwnych cinień atmosferycznych Wenus, nie szalały tam straszliwe burze piaskowe Marsa, nie płonšł niegasnšcy żar Merkurego, nie padały deszcze meteorów jak na Księżycu. A martwe zimno próżni łatwo ustępowało; wystarczyło jš zagrodzić odpowiednimi cianami i słońce zaczynało dawać i ciepło, i wiatło, i elektrycznoć. W próżni kwitł ten cały nowy przemysł, który miał zapewnić byt ludnoci kosmicznej.   Oczywicie rzecz nie było tak prosta, jak jš przedstawiali przewodnicy po eksperymentalnym miecie. Ale po stuletnim dowiadczeniu w budowie stacji orbitalnych Ziemia rozporzšdzała odpowiednim przemysłem, a nie istniała zasadnicza różnica w budowie stacji orbitalnej dla miliona ludzi zamiast dla stu ludzi. I nie na technicznych problemach tego miasta polegała wartoć eksperymentu, lecz na problemach medycznych i społeczno-psychologicznych. Nie jacy tam wybrani i wytrenowani kosmonauci - milion ludzi wyjechał, aby żyć i pracować stale w Kosmosie. Gdyby próba się udała, w krótkim czasie stworzono by wiele takich sztucznych planet dla dziesięciu, dwudziestu i pięćdziesięciu milionów ludzi. Projekty takie udoskonalono w biurach konstrukcyjnych. Dlatego też pod koniec dziesięcioletniego okresu próby kosmicznej miasto roiło się od komisji naukowych, które oblazły jak mrówki duchowe, społeczne i techniczne zakamarki miasta.   Miasto krzywiło się na ich widok, bo je niepokoiły swym natarczywym dršżeniem i wypytywaniem. Było to pijane młodociš, wesołe i energiczne miasto, a jego mieszkańcy mieli procy po uszy. Latali do asteroidów, rozbijali je, przetapiali w pobliskich zakładach metalurgicznych, wydobywali nikiel, żelazo, srebro i inne rzadkie metale o niezrównanej czystoci, w nieprzebranych ilociach. Od kilku jut lat miasto prawie całkowicie wzięto na siebie zaopatrywanie Ziemi w podstawowe metale, przerywajšc ostatecznie tysišcletnie niemiłosierne grzebanie się w jej wnętrzu, zanieczyszczanie jej oblicza i oddechu. Już tylko ta funkcja miasta usprawiedliwiała w pełni wysiłek przy jego tworzeniu.   Opowiedział o tym również młody prezydent miasta kolejnej grupie dziennikarzy, która postanowiła spotkać się z nim. Kierujšc przygotowaniami do uroczystoci dziesięciolecia uzbroił się w koniecznš cierpliwoć, aby zaspokajać pełna próżnociš ciekawoć tysięcy goci z matki Ziemi.   - I tak, przyjaciele - powiedział po krótkich słowach wstępu. - Jak się to mówi, możecie przyciskać mnie teraz do muru i jeszcze pół godziny mnš dysponować. Wecie jednak pod uwagę, że wyniki badań niedługo zostanš opublikowane i dadzš bardziej wyczerpujšce odpowiedzi na pytania, które, jak sšdzę, was interesujš.   Dziennikarze wiedzieli o tym i w rzeczywistoci chcieli raczej podczas tego spotkania wyrazić swój zachwyt nad tym, co zobaczyli, przygotować się do pisania przyszłych reportaży. Takiego luksusu mieszkań, rodków komunikacyjnych, miejsc pracy i rozrywki nie było nigdzie na Ziemi: Stworzono z miasta arcydzieło sztuki i geniuszu ludzkiej wynalazczoci. Wszystko po to, by zrekompensować stratę tych ziemskich wartoci, których człowiek normalnie nie dostrzega wokół siebie, ale kiedy znajdzie się poza Ziemiš, nagle czuje ich brak. Ludzie, wszyscy młodzi, łatwo się przystosowali, jaki nowy patriotyzm zjednoczył ich w zgrany zespół, a pierwsi urodzeni tutaj obywatele już biegali po trawnikach hydroponicznych parków. Dlatego wionie dziennikarze bardziej podziwiali teraz wspaniały widok wokół siebie, niż słuchali, wyjanień prezydenta.   Z pewnociš dlatego zaprosił ich na ten punkt widokowy, a nie do swego gabinetu, bo samo otoczenie usposobiało do szerszej rozmowy. Panoramiczny taras owietlony był tylko dwoma lampionami - Księżycem i Ziemiš. W jednakowej odległoci od miasta Księżyc. Janiał cichš wciekłociš odbitego Słońca, a Ziemia, dwa razy większa od niego, oddychała powłokš swej atmosfery jak jaka pstra, kršgła istota na cętkowanym gwiadzistym bruku.   - Dlaczego włanie tutaj zbudowano to miasto, a nie bliżej Ziemi? - zapytał jeden z dziennikarzy.   Był on najstarszy w grupie, z ostrym nosem i przenikliwym spojrzeniem; w czasie objazdu miasta cišgle zadawał takie nieznonie dyletanckie pytania i miał już przeciwko sobie wszystkich kolegów.   Prezydent miasta mógł mu odpowiedzieć, że jest te napisane w każdym gimnazjalnym podręczniku kosmologii, ale, jak powiedzielimy, był on przewidujšcy i zgromadził specjalne zapasy grzecznej cierpliwoci.   - Punkt Lagrange'a. Z pewnociš Pan o tym zapomniał. Jeszcze kilka wieków temu Lagrange wyliczył, że wierzchołek równobocznego trójkšta odległy dokładnie o 360 240 kilometrów od Ziemi i Księżyca stanowi punkt stałej równowagi. Umieszczone tam ciało będzie zawsze w stałym położeniu w stosunku do Ziemi i Księżyca. Jest to szczególnie ważne dla transportu, komunikacji i zegarów w miecie. Dodatkowo stwierdzono jeszcze jednš zaletę, której Lagrange oczywicie nie mógł wtedy przewidzieć. Ten rejon okazał się najczystszym, jeli chodzi o występowanie meteorytów i pyłu kosmicznego.   - Dziękuję - wymamrotał dziennikarz i podrapał się dwoma palcami po nosie. - Punkt równowagi mówi pan...   - Względnej - wtršcił prezydent. W stosunku do Ziemi i Księżyca.   - Tak, tak... A jak przedstawia się problem równowagi władzyi? Jej trwałoć?   Prezydent nie rozumiał pytania, nie zrozumieli go także inni dziennikarze, dlatego przestali się umiechać.   - Chcš powiedzieć: Pan jest prezydentem, a inni mieszkańcy miasta? Czy nie narosło już pewne niezadowolenie z Pana, z systemu władzy?   Prezydent umiechnšł się promiennie, co sprawiło, że wyglšdał jeszcze młodziej.   - Ze mnie chyba nie, bo jestem jeszcze nowy. Właciwie i to powinien Pan wiedzieć wczeniej. My mamy najdoskonalszy typ demokracji, jaki kiedykolwiek osišgnęła ludzkoć. Każdy obywatel uczestniczy bezporednio, używajšc domowego holowizora, we wszystkich ważnych decyzjach. Nasza mola liczebnoć i technika pozwalajš na ten luksus, na który nawet Ziemia jeszcze nie może sobie pozwolić. Co trzy lata obowišzkowo wybierane jest nowe kierownictwo z trzema prezydentami, z których jeden decyduje będšc pod kontrola dwóch pozostałych, przy czym zmieniajš się na tym stanowisku co rok. A kandydatów szukamy prawie przez lupę, bo rzšdzenie jest zajęciem bardzo dokuczliwym, mimo że większoć funkcji prezydenta wykonywana jest przez maszyny elektronowe...   - No dobrze - przerwał mu ostronosy. - A jakie odnosi pan korzyci z prezydentury?   - Nie ma żadnych korzyci. Sš tylko obowišzki, powinnoć, przy której trzeba z jaka godnociš wytrwać. To, co dostaje prezydent, dostaje też człowiek na najmniej znaczšcym technicznym stanowisku. Chociaż ja, zdaje się, będę jedynym do tej pory, który wycišgnie pewna korzyć. Mam to szczęcie, że za mojej kadencji wypada rocznica, tak że nie unikniecie wspomnień o mnie w swych reportażach. To znaczy, że będę sławny, i to bez jakiejkolwiek zasługi. A tak jest najprzyjemniej, prawda?   Dziennikarze rozemiali się. Ale pytajšcy nie zauważył tego, był jakby naładowany najgłupszymi z możliwych pytań.   - A czy ci, którzy mieszkajš na dolnych piętrach, nie sš niezadowoleni i czy nie uskarżajš się na tych, którzy mieszkajš wyżej?   Ton głosu prezydenta ochłódł ledwo zauważalnie.   - Zmusza mnie Pan, abym Panu przypominał, że w Kosmosie nie ma wyżej i niżej. Nie ma na lewo i na prawo, bo, jak Pan widzi, miasto obraca się, aby stworzyć własnš grawitację.   - To znaczy nie boi się Pan, że mogš Pana usunšć z prezydenckiego fotela?   - Ależ ja z niecierpliwociš czekam, aż mi się skończy mandat, aby móc więcej myleć o swoim zawodzie! Jestem specjalistš od kosmicznej metalurgii - odpowiedział młody prezydent, ale zobaczywszy wbite w siebie oczy starego dziennikarza złagodniał zmieszany. - Oczywicie, jeli mnie odwołajš przed terminem, to byłby wstyd. Będzie to oznaczało, że zawiodłem zaufanie moich współobywateli.   Stary dziennikarz wyprostował się jakby zwycięsko, zadarł swój nos, od czego zrobił się jakby wyższy.   - Taak, oto dotarlimy do istoty mego pytania, szanowny Panie Prezydencie! Do tego "przed terminem" .   Jak Pan mówi, nie ma wyżej i niżej, nie ma na lewo i na prawo. Ale przecież pewna niemała grupa obywateli mieszka na przykład blisko instalacji zaopatrujšcych w powietrze. A jeli kto z nich zdecyduje się przerwać to zaopatrzenie miasta...?   Prezydent otworzył usta ze zdumienia, dziennikarze też.   - Ale... Ale dlaczego ma je przerywać?   - Aby przejšć władzę?   - E, ale... Przepraszam... - zajšknšł się prezydent. - Jak w ogóle przyszło to Panu do głowy? Czy słyszał Pan, żeby kto gdzie zrobił co takiego? Przecież wyjaniłem Panu, jaki jest nasz system rzšdzenia? Każdy może kandydować, kiedy...   Nudziarz podrapał się kilka razy po nosie, a kiedy cofnšł rękę, zobaczyli, że się umiechał - pierwszy raz od ich przyjazdu do miasta.   - To znaczy, że wcale się Pan nie obawia takiej możliwoci? To chciałem usłyszeć. Dziękuję Panu! Nie mam więcej pytań.   I usiadł z mina człowieka zadowolonego z ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl
  •